W tej samej kategorii mieści się niedawna wypowiedź marszałka Komorowskiego dla radiowych "Sygnałów dnia", w której oburzał się na diagnozę naszej publicystki, że podzielenie rady nadzorczej Polskiej Agencji Prasowej pomiędzy PO, PSL i SLD wydaje się oznaką klepnięcia przez te trzy partie dealu w sprawie całych mediów publicznych.
Pomijam próby podważenia wiarygodności Joanny Lichockiej, bo stanowiły one realizację ogólnie już znanych platformerskich instrukcji, bez specjalnej inwencji własnej pana marszałka. Pomijam też tłumaczenie, że PAP nie jest medium publicznym, bo to doprawdy zbyt naiwna linia obrony, by z nią polemizować.
Charakterystyczny jest główny argument marszałka, iż nowa rada nadzorcza PAP "odzwierciedla pluralistyczny kształt sceny politycznej", a także użyte wprost sformułowanie, że pan Domański "reprezentuje w niej Klub Parlamentarny Lewicy". Widać tu pięknie dwie rzeczy. Po pierwsze, dla lidera PO jest oczywiste, że nominaci w mediach są reprezentantami partii, które im załatwiły posady. Po drugie, że "pluralizm" to wierne oddanie nie całej sceny politycznej, tylko tej części, która jest niezbędna do rządzenia. Bo czym się różni pluralizm rady złożonej z reprezentantów PO – PSL – SLD od pluralizmu PiS – Samoobrona – LPR?
Można oczywiście spytać, po co PO opowiadała bajki o tym, jak to odda media środowiskom dziennikarskim, będzie z nimi konsultować, szanować niezależność i tak dalej – ale to już kiedyś wyjaśnił przywołany na wstępie minister Grad.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/07/10/pluralizm-nowego-typu/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/mail]