Przy okazji powtarza się rytuał, który obserwowaliśmy w ciągu minionych dwóch dekad: spór o to, "czy w ogóle sądzić Jaruzelskiego", ukrywa się pod hasłem: "jak go sądzić". Słyszymy głosy krytykujące użycie w akcie oskarżenia paragrafu mówiącego o związku przestępczym o charakterze zbrojnym – tego samego, na podstawie którego sądzono mafijne grupy z Wołomina i Pruszkowa.
Wierzę, że prokuratorzy z IPN wybrali takie właśnie przepisy nie dla efektu, ale po głębokiej analizie prawnej. Nie widzę w tym nic złego, tym bardziej że porównanie ekipy stanu wojennego do mafii jest jak najbardziej na miejscu.
Grupa członków PZPR wprowadzała stan wojenny, broniąc swojej władzy i uprzywilejowanej pozycji. W imię przywilejów gotowi byli wydać rozkaz użycia broni i wtrącać do więzień niewinnych ludzi. A dziś twierdzą, że uratowali Polskę przed sowieckim najazdem.
Ekipa Jaruzelskiego rządziła długo po formalnym zakończeniu stanu wojennego i – jak mafia – zacierała ślady po swoich czynach. Starannie zadbano, aby zniszczone zostały stenogramy z posiedzeń Biura Politycznego PZPR. Możemy dziś tylko dywagować, czy podczas tych posiedzeń w 1982 r. wybrano z premedytacją Lubin do pokazowej masakry zwolenników "Solidarności"; czy dyskutowano tam, czym skończyć ma się inwigilacja księdza Jerzego Popiełuszki; czy planowano, jak zatrzeć ślady po kaźni Grzegorza Przemyka.
Komunizm miał charakter mafijny dlatego, że w chwilach, gdy zagrożona była jego wszechwładza, zabijał swoich przeciwników. I nie zmienią tego nawet dziesiątki wywiadów, w których generał Jaruzelski przedstawiany jest jako staroświecki dżentelmen o szlacheckich korzeniach.