Czy pieniądze zabiją demokrację w USA

Amerykanie siedzący w środowy wieczór przed telewizorami mogli odnieść wrażenie, że sztab wyborczy Baracka Obamy przejął kontrolę nad większością kanałów informacyjnych. Tam, gdzie nie szedł jego półgodzinny płatny program wyborczy, szły programy o tym programie.

Aktualizacja: 30.10.2008 20:49 Publikacja: 30.10.2008 20:48

Ameryka dawno nie widziała takiej ofensywy medialnej. Demokrata od wielu tygodni zagłusza przekaz Johna McCaina w eterze. Powód jest prosty: Obama może sobie na to pozwolić, a McCain nie. Przewaga finansowa demokraty nad republikaninem znacznie przewyższa tę w sondażach.

W pierwszym odruchu łatwo stwierdzić, że jest w tym coś chorego. Trudno tu mówić o wyrównanych szansach. A fakt, że aby zostać prezydentem, trzeba wydać ponad pół miliarda dolarów, wydaje się zaprzeczeniem ideałów amerykańskiej demokracji. Prawda jest jednak bardziej skomplikowana.

Amerykańska kampania prezydencka trwa długo. Utrzymanie sztabów wyborczych przez ten czas kosztuje. Poza tym tu nie da się do wszystkich wyborców dotrzeć, jeżdżąc starym autobusem. Trzeba używać mediów – a to słono kosztuje.

Ogromne sumy, jakie zebrał Obama, oznaczają śmierć dotychczasowego systemu finansowania publicznego, który miał ograniczyć wpływ wielkich pieniędzy na politykę, ale był obchodzony przez obie partie. Wcale nie świadczą jednak one o agonii demokracji w USA.

Za Obamą, jak za każdym politykiem, stoją oczywiście wielcy sponsorzy. Ale głównym źródłem jego sukcesu są dość niewielkie wpłaty od ponad 3 mln internautów.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/gillert/2008/10/30/czy-pieniadze-zabija-demokracje-w-usa/]Skomentuj[/link][/ramka]

Ameryka dawno nie widziała takiej ofensywy medialnej. Demokrata od wielu tygodni zagłusza przekaz Johna McCaina w eterze. Powód jest prosty: Obama może sobie na to pozwolić, a McCain nie. Przewaga finansowa demokraty nad republikaninem znacznie przewyższa tę w sondażach.

W pierwszym odruchu łatwo stwierdzić, że jest w tym coś chorego. Trudno tu mówić o wyrównanych szansach. A fakt, że aby zostać prezydentem, trzeba wydać ponad pół miliarda dolarów, wydaje się zaprzeczeniem ideałów amerykańskiej demokracji. Prawda jest jednak bardziej skomplikowana.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne