Wybór Baracka Obamy to wybór niewiadomej w polityce zagranicznej. Jego triumf w dużej mierze wyrósł na czarnej propagandzie wymierzonej w jego poprzednika. Bez względu na słowa krytyki, na jakie zasłużyła administracja Busha, obraz jej działań, zwłaszcza w polityce zagranicznej, zasadniczo rozmija się z rzeczywistością.
Irak, który królował w mediach w momentach nasilenia akcji terrorystycznych wraz z niezmiennymi komentarzami o klęsce Amerykanów, dziś, gdy sytuacja wydaje się tam uspokajać i raczej wskazywać na sukces, zniknął z debaty publicznej. Pozostał obraz katastrofy. Nikt nie analizował scenariusza, w którym Irakiem nadal władałby krwiożerczy i nieodpowiedzialny tyran.
Stygmat unilateralności – czyli jednostronnego działania, jakim na trwałe naznaczona została prezydentura Busha – w ogóle nie bierze pod uwagę okoliczności i zachowania jego europejskich sojuszników w trakcie podejmowania kampanii w Iraku, gdyż to ta kampania posłużyła do stworzenia podstawowych stereotypów służących do opisu amerykańskich działań ostatnich ośmiu lat.
[srodtytul]Wiara w utopię regulacji[/srodtytul]
W rzeczywistości próba porozumienia się w tej sprawie Busha natrafiła na antyamerykańską oś tworzoną wówczas przez przywódców Francji i Niemiec, Jacques’a Chiraca i Gerharda Schrödera, dla których sprawa ta była pretekstem dla przeciwstawienia się dominacji USA. Mało kto pamięta, że w tamtym czasie większość państw Europy, w tym Anglia, Hiszpania czy Polska, poparła amerykańską interwencję.