Europeizacja amerykańskiej polityki

Obama zadeklarował, że z każdym będzie negocjował bez żadnych wstępnych warunków. Oznacza to coś w rodzaju akceptacji nawet najbardziej ponurych reżimów – pisze Bronisław Wildstein

Publikacja: 06.11.2008 04:20

Wybór Baracka Obamy to wybór niewiadomej w polityce zagranicznej. Jego triumf w dużej mierze wyrósł na czarnej propagandzie wymierzonej w jego poprzednika. Bez względu na słowa krytyki, na jakie zasłużyła administracja Busha, obraz jej działań, zwłaszcza w polityce zagranicznej, zasadniczo rozmija się z rzeczywistością.

Irak, który królował w mediach w momentach nasilenia akcji terrorystycznych wraz z niezmiennymi komentarzami o klęsce Amerykanów, dziś, gdy sytuacja wydaje się tam uspokajać i raczej wskazywać na sukces, zniknął z debaty publicznej. Pozostał obraz katastrofy. Nikt nie analizował scenariusza, w którym Irakiem nadal władałby krwiożerczy i nieodpowiedzialny tyran.

Stygmat unilateralności – czyli jednostronnego działania, jakim na trwałe naznaczona została prezydentura Busha – w ogóle nie bierze pod uwagę okoliczności i zachowania jego europejskich sojuszników w trakcie podejmowania kampanii w Iraku, gdyż to ta kampania posłużyła do stworzenia podstawowych stereotypów służących do opisu amerykańskich działań ostatnich ośmiu lat.

[srodtytul]Wiara w utopię regulacji[/srodtytul]

W rzeczywistości próba porozumienia się w tej sprawie Busha natrafiła na antyamerykańską oś tworzoną wówczas przez przywódców Francji i Niemiec, Jacques’a Chiraca i Gerharda Schrödera, dla których sprawa ta była pretekstem dla przeciwstawienia się dominacji USA. Mało kto pamięta, że w tamtym czasie większość państw Europy, w tym Anglia, Hiszpania czy Polska, poparła amerykańską interwencję.

Fala bezrefleksyjnych potępień Busha wypływa z pacyfistycznego nastawienia ogółu Europejczyków i dominujących ośrodków opiniotwórczych w Stanach Zjednoczonych. Wynika z wiary w utopię międzynarodowych regulacji prawnych, które samym swoim istnieniem, wspierane przez ponadnarodowe instytucje, takie jak ONZ, UE czy cokolwiek by tam jeszcze powstało, potrafią zapewnić wieczny pokój i praworządność na ziemi.

Administracja Busha to powodowani idealizmem polityczni realiści. Uznawali oni wyższość idei takich jak prawa człowieka, praworządność czy demokracja, zdając sobie jednak sprawę, że dla ich realizacji potrzebna jest materialna siła. To brak właściwej reakcji ze strony Billa Clintona na tworzenie się i działania islamskiej terrorystycznej międzynarodówki doprowadził do tragedii 11 września 2001. Przy wszystkich błędach, jakie Bushowi można zarzucić, jego polityka spowodowała zepchnięcie islamistów do defensywy.

[srodtytul]Satysfakcja Moskwy[/srodtytul]

O polityce Obamy możemy wnioskować jedynie z jego sugestii i zachowań, bo – świadomie – nie przedstawił nawet najbardziej ogólnego zarysu programu. Zadeklarował, że z każdym będzie negocjował bez żadnych wstępnych warunków. Oznacza to coś w rodzaju akceptacji nawet najbardziej ponurych reżimów, które stają się partnerami rozmów. W polityce są sytuacje, w których nie tylko trzeba rozmawiać, ale i współpracować ze zbrodniczymi dyktaturami, choćby po to, aby przeciwstawić się groźbie innych. Nie powinno oznaczać to jednak wstępnej dla nich aprobaty, a w tym kierunku steruje wypowiedź Obamy.

Można więc sądzić, że również w tej kwestii przyjmuje on postawę europejską. Od dłuższego czasu zresztą polityka demokratów jest bardziej europejska, tzn. asekurancka i ostrożniejsza w rewindykowaniu tych wartości, których strażnikiem dla tradycyjnie myślących Amerykanów jest ich kraj.

Agresja Rosji na Gruzję, jednoznacznie potępiona przez Johna McCaina, została właściwie przemilczana przez Obamę. Można przyjąć, że nie będzie próbował mediować między rozmaitymi postawami wewnątrz UE.

W efekcie wzmacnia to dominujący w Europie niemiecko-francuski układ, co nie jest korzystne dla Polski. Ten brak zainteresowania odnosi się również do rubieży naszego kontynentu, a więc sfery konfliktu między Rosją a jej byłymi koloniami.

Satysfakcja, z jaką Moskwa przywitała wybór Obamy, nie wróży najlepiej. Można się obawiać, że Obama w przeciwieństwie do swojego konkurenta pozostawi wolną rękę Rosji w stopniowej odbudowie dawnego imperium.

[srodtytul]Nadzieja w mechanizmach[/srodtytul]

Wielu obserwatorów pociesza się mianowaniem na stanowisko wiceprezydenta Joe Bidena, demokratycznego specjalisty w sprawach międzynarodowych.

Problem w tym, że w karierze Bidena odnajdujemy radykalny sprzeciw wobec polityki prezydenta Reagana, która doprowadziła do wygrania przez Zachód zimnej wojny, jak i opór wobec pierwszej interwencji Busha seniora w Iraku, która odbyła się przy wsparciu ONZ.

Używając sloganu Obamy: pozostaje mieć nadzieję. Ta nadzieja jest w mechanizmach amerykańskiego ustroju, który stabilizuje również zagraniczną politykę USA.

Wybór Baracka Obamy to wybór niewiadomej w polityce zagranicznej. Jego triumf w dużej mierze wyrósł na czarnej propagandzie wymierzonej w jego poprzednika. Bez względu na słowa krytyki, na jakie zasłużyła administracja Busha, obraz jej działań, zwłaszcza w polityce zagranicznej, zasadniczo rozmija się z rzeczywistością.

Irak, który królował w mediach w momentach nasilenia akcji terrorystycznych wraz z niezmiennymi komentarzami o klęsce Amerykanów, dziś, gdy sytuacja wydaje się tam uspokajać i raczej wskazywać na sukces, zniknął z debaty publicznej. Pozostał obraz katastrofy. Nikt nie analizował scenariusza, w którym Irakiem nadal władałby krwiożerczy i nieodpowiedzialny tyran.

Pozostało 85% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka