To znaczy, coś tam jeszcze dalej pisze, ale po tak jednoznacznej deklaracji wydaje się to już tylko zwykłym watowaniem tekstu do zadanej przez płacodawcę objętości. Cały sens wypowiedzi Pilcha na ten temat zawiera się w wyznaniu, iż woli być z Michnikiem niż przeciwko Michnikowi. To, twierdzi Pilch, cytując znane słowa Herberta, "kwestia smaku". Czyli – jeśli rozumiem jego wywód – co, jako się rzekło, nie jest łatwe, w najmniejszym stopniu nie kwestia prawdy czy słuszności. Wyznaje Pilch, że woli się z Michnikiem mylić, niż wbrew niemu mieć rację, z Michnikiem robić rzeczy podłe niż wbrew niemu szlachetne, z Michnikiem pleść androny, niż jego wrogom sekundować w mówieniu rzeczy mądrych etc.
W porządku, nie zaskakuje mnie to. Od dawna wiem doskonale, że taki właśnie jest sposób myślenia wyznawców michnikowszczyzny i winni jesteśmy wdzięczność Pilchowi, że to tak otwarcie oznajmia. Jedno mi się w jego wyznaniu wiary nie podoba – odwołanie się do Herbertowskiej kategorii smaku. Herbert, który co o późnym Michniku mówił, nie trzeba przypominać (a niech tam: człowiek złej woli, manipulator i jeszcze gorzej), gdy smakiem motywował swą niezgodę na komunizm, miał jednak na myśli coś zupełnie innego.
No, ale smak ludzie mają różny – jedni lubią wykwintne alkohole, inni żołądkową gorzką, jednym smakuje szynka, innym salceson. Herbert swój smak zawdzięczał przedwojennemu, lwowskiemu gimnazjum; Pilch krakowskim kawiarniom. Wedle stawu grobla.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/12/14/zly-smak/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]