Tymczasem znaczna część Polaków – w tym wielu czołowych polityków – zachowuje się tak, jakby ten kryzys miał nasz kraj jakimś cudownym zrządzeniem losu ominąć, i to szerokim łukiem. Na święta wydaliśmy rekordową sumę pieniędzy, a z opublikowanego niedawno raportu Eurobarometru wynika, że jesteśmy teraz jednymi z największych optymistów w Europie. Ponad połowa z nas – odmiennie od Niemców, Francuzów, Włochów czy Irlandczyków – dobrze ocenia nie tylko swoją sytuację zawodową, ale także stan polskiej gospodarki. Ba, podczas gdy średnio mniej niż jedna trzecia mieszkańców państw UE uważa, że gospodarki krajów Unii znajdują się w dobrej kondycji, to podobną opinię podziela więcej niż połowa Polaków.
Tymczasem sygnały płynące z gospodarki są coraz bardziej alarmujące. Polski eksport skurczył się w październiku – w porównaniu z październikiem 2007 roku – o 1,2 proc., a produkcja w listopadzie spadła aż o 8,9 proc., czyli głębiej niż we wpadającej w objęcia kryzysu Rosji. Także dane z rynku pracy nastrajają coraz bardziej pesymistycznie. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", w listopadzie przedsiębiorcy zgłosili zamiar przeprowadzenia zwolnień grupowych obejmujących ponad 12 tys. ludzi, podczas gdy w październiku było to "zaledwie" około 6 tys. A przecież wielu ludzi traci pracę nie tylko w wyniku zwolnień grupowych.
W tej sytuacji dobrze byłoby czym prędzej przestać się oszukiwać i przyjąć wreszcie do wiadomości informację o nieuchronności nadejścia do Polski kryzysu gospodarczego. A potem natychmiast przystąpić do działania, czyli czynienia wszystkiego, co możliwe, aby obniżyć koszty funkcjonowania: naszego państwa, naszych przedsiębiorstw i naszych rodzin. Optymizm zaś najlepiej zachować na czas wychodzenia z kryzysu. Będzie wtedy jak znalazł.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/gabryel/2008/12/22/czy-donald-tusk-boi-sie-kryzysu/]blog.rp.pl/gabryel[/link]