Działacze „Solidarności" nie są bojówkarzami

Dlaczego nie w Pacanowie? – pytali internauci, kiedy Donald Tusk zdecydował, że obchody dwudziestej rocznicy 4 czerwca 1989 roku nie odbędą się w Gdańsku, ale w Krakowie.

Aktualizacja: 07.05.2009 20:37 Publikacja: 07.05.2009 20:33

Właściwie można powiedzieć: co za różnica? W Gdańsku wprawdzie powstała "Solidarność", ale w Krakowie jest Wawel, tu była kiedyś siedziba królów Polski. Jednak potem królowie przenieśli się do Warszawy. A w Warszawie jest Zamek Królewski. Tu była też centrala kampanii wyborczej "Solidarności" w 1989 roku – w kawiarni Niespodzianka... 4 czerwca świętowaliśmy zwycięstwo w całej Polsce, więc nikt by się nie dziwił Donaldowi Tuskowi, gdyby od początku zdecydował się na miejsce inne niż Gdańsk.

Ale kiedy premier niespodziewanie przenosi obchody na Wawel, to zachowuje się, jakby chciał ukarać swoje rodzinne miasto i jego mieszkańców za to, że tu ma siedzibę "Solidarność", że tu stoi stocznia i pomnik z trzema krzyżami. Trochę wygląda to jak decyzja Mieczysława Rakowskiego, który w 1988 roku – także za karę – postawił Stocznię Gdańską w stan likwidacji.

Nie jestem w stanie uwierzyć, że szef rządu akurat w Gdańsku boi się zadymiarzy. Związkowcy, jeśli zechcą, to równie dobrze mogą zablokować Kraków, podobnie jak od czasu do czasu blokują Warszawę. Nie sądzę też, aby premier obawiał się o bezpieczeństwo zagranicznych gości – bo to by oznaczało, że nie ufa policji i Biuru Ochrony Rządu.

O co więc chodzi? Tusk chyba zdał sobie sprawę, że wraz z kryzysem przyszła pogoda dla związków zawodowych. Że nadchodzi czas masowych antyrządowych demonstracji, które mogą nadwerężyć popularność Platformy Obywatelskiej i samego Donalda Tuska – kandydata tej partii na prezydenta. Premier wykonuje więc uderzenie wyprzedzające. Chce skompromitować "Solidarność".

Nie mam nic przeciw temu, aby policja siłą wywlekała syndykalistycznych działaczy z okupowanych przez nich biur poselskich, aby rozpędzała ich nielegalne demonstracje. Będę miał ogromną satysfakcję, jeśli szef rządu – w zapowiedzianej telewizyjnej debacie – pokona na argumenty związkowych liderów. Ale czuję niesmak, kiedy Tusk – z czysto partyjnych pobudek – przedstawia działaczy "Solidarności" jako niebezpiecznych bojówkarzy.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/07/dominik-zdort-dzialacze-%E2%80%9Esolidarnosci-nie-sa-bojowkarzami/]Skomentuj[/link][/ramka]

Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne