Prezydent Barack Obama uważa, że powiedzenie to jest wciąż prawdziwe, choć należy wątpić, czy jego autorom spodobałaby się jego obecna interpretacja. Dalsze podtrzymywanie koncernu pogrążonego w gigantycznych długach nie miało ekonomicznego uzasadnienia, więc kontrolowana upadłość obydwu firm i ich czasowa nacjonalizacja to jedyna szansa na odzyskanie choć części wyłożonych przez budżet pieniędzy.
Amerykańskie firmy pogrążył brak przewidywania (wciąż chciały produkować głównie wielkie, paliwożerne samochody, które latami były symbolem amerykańskiej motoryzacji) i rozbuchane związki zawodowe (wystarczy powiedzieć, że najpotężniejszy UAW ma teraz finansować połowę funduszu ubezpieczenia medycznego pracowników o wartości 20 mld dolarów, za co wcześniej w całości płacił GM).
Ostatecznie koncerny dobiły kryzys, który zniechęcił Amerykanów do poważniejszych inwestycji, oraz rosnące ceny paliwa, szczególnie bolesne przy nieoszczędnych silnikach.
Rosnąca siła Fiata, coraz większe aspiracje Volkswagena, upadek GM, wejście kanadyjskiej Magny do grona producentów samochodów – światowa motoryzacja nie będzie już taka, jaką dotąd znaliśmy. Na globalnego lidera produkcji aut wyrastają Chiny, a rynki Azji ratują producentów przed ostatecznym krachem. Firmy z tego regionu sięgają po europejskie marki, którym chcą nadać nowy blask (choćby Jaguar i Land Rover, kupione przez indyjską Tatę).
Kryzys zmiecie kilka marek i zmieni układ sił na rynku. Rosyjski Opel i indyjski Jaguar to początek zmian i potężnych przetasowań. Musimy zacząć się przyzwyczajać.