Nie tak dawno z entuzjazmem odnotowano na łamach „GW” ciepłe przyjęcie przez resort ministra Czumy postulatów na rzecz nie karania narkomanów za posiadanie działki narkotyku. A teraz - ku konsternacji Piotra Pacewicza - okazuje się, że złapany narkoman nie będzie karany - ale jedynie wtedy, gdy wskaże dilera, który sprzedał mu towar.
A to oburzyło Pacewicza: „Miał być koniec pakowania do więzień trawiarzy. Ale politycy stawiają warunek: wydaj dilera, inaczej sąd. Czy narazić się gangsterom czy prokuratorowi-taki ma być wybór?”.
„Gazeta” twierdzi, że policja często woli łapać zwykłych narkomanów niż ścigać groźnych dilerów. Pacewicz pisze, że w 2007 roku skazano za posiadanie narkotyków 14 tysięcy osób, a za handel tylko 800. Trafna uwaga – państwo powinno najwięcej sił kierować w walkę z wyższymi szczeblami narkodrabiny. Należałoby jednak zadać ważne pytanie: ilu ze skazanych za narkotyki było dilerami, którzy udawali zwykłych narkomanów? W tym kontekście liczby podane przez Pacewicza nie brzmią już tak jednoznacznie.
Liberałowie zawsze ulegają pokusie, by w uczestnikach patologii widzieć ofiary, a nie współkreatorów zła. Usunięcie piętna przestępstwa z kupowania narkotyku to pośrednie działanie w kierunku legalizacji narkotyków.
„Państwo nie powinno być bezmyślnym szeryfem, ale raczej mądrym lekarzem” - pisze Pacewicz. Znów zgoda. Ale w praktyce często kończy się to tym, że surowość szeryfa znika, a przedstawiciele państwa okazują się bezradnymi lekarzami, których narkomani lekceważą.