[b]Subotnik Ziemkiewicza[/b] - skomentuj [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/10/10/polska-trzeciej-probki-wlasnie/]na blogu[/link]
Wmawiać Polakom, jak to uparcie czynią propagandyści establishmentowych mediów, że skoro projekt ustawy, do którego Rysiu, Misiu i inni zgłaszali swoje uwagi via Zbysiu „Miro” i „Grzesiu”, nie trafił do Sejmu, ani nawet nie stanął na posiedzeniu rządu, to znaczy, iż żadnej afery nie było ? to celowe odwracanie kota ogonem. Załatwiaczom wszak chodziło nie, jak w aferze Rywina, o konkretny zapis w ustawie, ale właśnie o to, żeby ustawę uwalić. I, jakkolwiek na sprawę patrzeć, odnieśli sukces w chwili, gdy premier zlecił jej pisanie od nowa. To znaczy, że w przyszłym roku ustawa w życie nie wejdzie. A do następnego ? ileż to się jeszcze może zdarzyć…
Wiem, że miliard złotych ? na ile, według „Dziennika. Gazety Prawnej” obliczyło uszczuplenie wpływów podatkowych od automatów hazardowych CBŚ ? to w skali budżetu niewiele. Ale przecież kiedy przypomnieć sobie, że w czasie, gdy właściciele tych automatów skutecznie blokowali objęcie ich podatkiem, tego miliarda brakowało tak bardzo, że minister-wicepremier Grzegorz Schetyna zakazywał policjantom używania na komisariatach grzałek, kupowania papieru toaletowego i innych luksusów, to nóż się w kieszeni otwiera. I mimo tak ogromnej życzliwości licznych mediów, gotowych całą energię wkładać w robienie „czarnego pijaru” CBA i Mariuszowi Kamińskiemu, a całą ciekawość skupiać na tropieniu powiązań „Rzeczpospolitej”, ktoś nieodpowiedzialny może społeczeństwu tego rodzaju koincydencje przypomnieć. Donald Tusk naprawdę więc ma problem, choć może w sondażach jeszcze tego nie widać.
Wróćmy na chwilę do samych korzeni afery, czyli do rozmów Sobiesiaka z Chlebowskim. To nie są rozmowy lokalnego biznesmena z kumplem, który poszedł do wielkiej polityki, do Warszawy, i można teraz powołując się na dawną znajomość prosić go, by coś załatwił. Brzmią raczej jak rozmowy sponsora z kimś, kto ma wobec niego zobowiązania tak oczywiste, że nie trzeba mu ich za każdym razem przypominać. Były szef klubu poselskiego PO tłumaczył się, że „zabrakło mu asertywności”. W istocie, idę o zakład, nie mógł sobie na żadną „asertywność” pozwolić. On nie rozmawiał z kumplem, tylko z człowiekiem, któremu wiele zawdzięczał. Jak wiele, może to ustali sejmowa komisja śledcza, jeśli kiedykolwiek powstanie i jeśli jej prace nie zostaną przez Tuska jakimś sposobem sparaliżowane równie skutecznie, jak prace CBA.
Skąd ta pewność, z jaką orzekam, że Chlebowski lokuje się wobec Sobiesiaka i jego ferajny na poziomie klienta, a nie równorzędnego partnera? Stąd, że znam niejeden podobny przypadek. Tak wygląda Polska lokalna, Polska rozmaitych Obrzydłówków, z których burmistrzów, radnych i dyrektorów miejscowej administracji tworzy się tkanka polskiej polityki. Przepraszam, jeśli zabrzmi to autoreklamiarsko, ale pisząc „Żywinę” nie wymyśliłem ani jednego, najdrobniejszego elementu lokalnego kolorytu, choć nie przypadkiem mogłem wiedzę o funkcjonowaniu prawdziwej, prowincjonalnej Polski wykorzystać tylko w powieści, a nie w publicystyce.