Powiedziałem wówczas, że to, co w 1941 roku stało się w Jedwabnem, jest straszliwe, ale wiem, że w Polsce były również inne stodoły. Ten felieton pisze właśnie człowiek z takiej "innej stodoły". Żyd, który podczas okupacji został uratowany przez polskich sąsiadów.
Dziś często się Polakom zarzuca, że nie zrobili wystarczająco dużo, że wśród nich było zbyt mało Sprawiedliwych. Najczęściej mówią to osoby, które nie mają pojęcia, przed jakim straszliwym dylematem stali Polacy ratujący Żydów. Dla obcych ludzi musieli zaryzykować życie swoje i swojej rodziny. Polscy Sprawiedliwi byli wielkimi herosami. Nikt jednak nie może takiej postawy wymagać od całego społeczeństwa.
Czasami wyobrażam sobie, jak wyglądałby świat, gdyby nie było II wojny światowej i Holokaustu. Żydów byłoby pewnie ze 40 mln (teraz jest nas zaledwie 14 mln), w samej Polsce mieszkałoby prawdopodobnie 6, może 7 mln. Żylibyśmy zgodnie we wspólnej ojczyźnie, a Polska dostawałaby rocznie 12 Nagród Nobla. Polacy i Żydzi, razem moglibyśmy przenosić góry!
Ostatnio mieliśmy zjazd rodzinny w Jerozolimie. Było nas 40. Pomyślałem sobie wtedy, że rodziny Lasotów, Potężnych i Górali – które ratowały Weissów podczas wojny – mogą teraz patrzeć na nas z góry. Wszyscy jesteśmy ich dziećmi. 40 osób! A za 50 lat będzie nas 200! W taki sposób "sprawiedliwość" naszych sąsiadów będzie żyć wiecznie.
Znany myśliciel żydowski, znawca Talmudu David Weiss – zbieżność nazwisk jest przypadkowa, Weissów w naszym narodzie jest bardzo dużo – w swoich książkach zadaje fundamentalne pytanie: "Gdzie podczas Holokaustu był Bóg?". Ja, Szewach Weiss, odpowiadam mu następująco: Bóg był w sercach Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.