„My, żołnierze walczącej stolicy, powinniśmy złożyć najwyższy hołd i przeprosić ludność cywilną, że poniosła tak straszne upokorzenia i cierpienia w czasie powstania” – stwierdził były powstaniec.
Niektórzy ową deklarację wygłoszoną 66 lat po powstaniu przyjęli z dużym zadowoleniem. Ba, jak uważa jeden z publicystów „Gazety Wyborczej”, najlepszy to dowód, że „od strony politycznej i wojskowej powstanie było katastrofą, choć jego uczestnikom należy się najwyższy szacunek za heroizm”. Wspierając Ścibora-Rylskiego, „GW” stwierdza, że dziś zamiast umierać za ojczyznę, „trzeba się uczyć, jak pięknie dla niej żyć”. Słuszne to, tylko co ma piernik do wiatraka? Nikt o zdrowych zmysłach nie chwali ludzi, którzy chcą po prostu umierać. Heroizm nie polega na chęci śmierci; heroizm to złożenie z życia ofiary dla czegoś wyższego, ostatecznie dla obrony niepodległości ojczyzny. Gdy ta jest wolna, heroizm nie jest potrzebny. Przeciwstawianie rzekomego kultu pięknej śmierci kiedyś obecnej trosce o życie nie ma sensu. Polacy nie stoją dziś, na szczęście, przed wyborem powstańców.
Mnie wypowiedź Ścibora-Rylskiego, kolejny przykład powszechnej manii przepraszania za przeszłość, wyjątkowo zaniepokoiła. Po pierwsze, mam prawo uznać, że skoro szef ZPW przeprasza, to czuje się odpowiedzialny za krzywdy cywilnej ludności Warszawy. Jako żywo nie pojmuję. Przypisując sobie winę – a tylko wina może być źródłem przeprosin – Ścibor-Rylski zamazuje etyczny wymiar wojny. Jeśli nie jest jasne, kto jest agresorem, a kto ofiarą, to skąd bierze się moralne prawo do walki, do zastosowania zbrojnego oporu? Czyż nie zostaje ono unieważnione?
W ogóle można się zapytać, czy przeprosiny za krzywdy ludności cywilnej, które były pośrednim skutkiem zrywu przeciw okupantowi, nie prowadzą do ogłoszenia kapitulacji? Owszem, podejmując decyzję o walce, trzeba starać się ograniczyć potencjalne straty ludności cywilnej; nie jest to wszakże jedyny i najważniejszy argument w dyskusji o tym, czy się bronić, czy nie.
Dlaczego bowiem przepraszać tylko za działania powstańców? Dlaczego nie za inne akty zbrojne Armii Krajowej, które pociągały za sobą niemieckie represje? Dlaczego nie za decyzję obrony we wrześniu 1939 roku: przecież gdyby Polska od razu się poddała, ludność cywilna nie musiałaby znosić na taką skalę niemieckich bombardowań.