Tym razem się okazało, że prezydent Barack Obama nie do końca sprostał oczekiwaniom swoich rodaków.
Jego zwycięstwo przed dwoma laty było wielkim przełomem, wydarzeniem symbolicznym. Wielu komentatorów mówiło wręcz o końcu rasizmu w Ameryce. Obama, wygrywając pod hasłem zmiany i nadziei, rozbudził też olbrzymie nadzieje wśród Amerykanów. Nie najlepsza sytuacja ekonomiczna sprawiła jednak, że wielu ludzi już się od niego odwróciło.
Dziś demokratyczny prezydent USA staje przed trudnym zadaniem współrządzenia z republikanami. Na pewno nie będzie brakowało napięć i tarć. Napięcie między Kongresem a prezydentem jest jednak bardzo charakterystyczne dla Stanów Zjednoczonych i niewątpliwie w pewien sposób wzbogaca system polityczny i kulturę życia publicznego w Ameryce. Zapewne głównym polem sporów w łonie władzy stanie się polityka gospodarcza. Trudno, żeby było inaczej, skoro kraj zmaga się z rekordowo wysokim jak na USA, aż 10-procentowym, bezrobociem.
Amerykanie nie są przyzwyczajeni do tego, że aż tak wielu z nich nie ma pracy. Dlatego domagają się od swoich polityków szybkich działań, które doprowadzą do poprawy sytuacji.
Co zrozumiałe, dla nas dużo bardziej interesujące jest, jak trudna współpraca między Obamą a republikanami przełoży się na politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Na pewno nie będzie to temat numer jeden w Ameryce, jednak już widać różnice dzielące Biały Dom i republikanów. Barack Obama zmienił drastycznie podejście USA do polityki międzynarodowej. Postawił na tak zwaną miękką politykę, bardzo różną od tej, którą prowadził jego republikański poprzednik George W. Bush. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że po 11 września republikański prezydent nie bardzo miał wybór, a zdecydowana walka ze światowym terroryzmem była koniecznością. Najbliższe dwa lata to bardzo trudny czas dla prezydenta Obamy. Pokażą, czy jest on prawdziwym przywódcą dużego formatu czy też prezydentem, jakich wielu było w historii Ameryki. Ja bym go jeszcze nie skreślał.