[b][i]Subotnik Ziemkiewicza[/i][/b]
Po śmierci Kisiela, z jego aprobatą, przyznawanie nagród kontynuowała pod patronatem „Wprost” kapituła złożona z dotychczasowych laureatów, rozrastająca się w szybkim tempie, albowiem co roku dokooptowywano do niej laureatów kolejnych edycji.
Niestety, moim zdaniem dość szybko kapituła ta zaczęła się rozmijać z intencjami Patrona. Kisiel, co widać po liście pierwszych, wybranych przez niego laureatów, i co pasuje do całej jego publicystyki oraz życiowej drogi, zamierzał wyróżniać „wariatów”. Różnego rodzaju outsiderów, nonkonformistów, ludzi wymykających się jednoznaczności, wnoszących ferment i ożywienie. Tymczasem kapituła uległa pokusie ? skądinąd będącej przekleństwem wszelkich tego rodzaju gremiów ? tworzenia nagrody establishmentowej, obdarowywania osób, których nagrodzenie przede wszystkim nie ubliży randze wyróżnienia, a może mu przydać poloru. Zaczęto więc obdarowywać maską Kisiela wszystkich jak leci polityków ze świecznika, nawet mających z liberalizmem tyle wspólnego, co Aleksander Kwaśniewski czy Lech Wałęsa, publicystów piszących o gospodarce i mniej lub bardziej przypadkowo wybranych przedsiębiorców, służących przykładem sukcesu w biznesie. Wyróżnienie zaczęło się liczyć na salonach, co, każdy przyzna, jest oznaką raczej niedobrą. Skutkiem stopniowego przekształcania „Kisiela” w wyróżnienie salonowe, pomimo kilku przypadków nagrodzenia osób generalnie z establishmentem skłóconych, była rozpierducha w kapitule wywołana przez grupę identyfikującą się i związaną uczuciową z jedynie słuszną linią. Grupa ta nie mogła znieść myśli, że tygodnik patronujący nagrodzie zaczął być kojarzony jest ze zbrodniczą IV Rzeczpospolitą, i że może to ich narazić na krzywe spojrzenia Adama Michnika; zażądała usamodzielnienia. Efekt był taki, jaki od razu gwarantowały osoby inspiratorów tego mikropuczu; po prostu kapituła się nie zebrała, a redakcja „Wprost” uznała, iż w takiej sytuacji nie ma sensu dłużej o jej zebranie zabiegać.
No, ale prawa do nagrody pozostały przy tytule, a kustoszem pamięci Kisiela jest z urzędu jego syn; skoro nowy wydawca porozumiał się w tej sprawie z Jerzym Kisielewskim, to ja, jako ? jakimś cudem ? laureat nagrody z roku 2001 i członek kapituły, mogę tylko służyć swoją poradą i opinią, nawet, jeśli większość tych, którzy odpowiedzieli pozytywnie na zaproszenie nowego wydawcy okazała się nimi kompletnie niezainteresowana. Że jednak ? uczestnicząc w obradach kapituły ? współfirmuję kolejny werdykt, którego nie uważam za zły, ale też nie widzę w nim śladu sławnego Kisielowego pazura, należy się czytelnikom z mojej strony pewne wyjaśnienie.
Otóż to ja właśnie zgłosiłem do tegorocznej nagrody w kategorii przedsiębiorca Dawida Bratko, znanego jako „Król dopalaczy” ? tego, któremu premier Tusk z sejmowej mównicy obiecał, że „na sto procent będzie siedział w więzieniu” (na szczęście dla pana Bratko, premier nie takie rzeczy już obiecywał i nie ruszył palcem). Potraktowano to w czcigodnym gronie jako niezrozumiały i nieodpowiedzialny wybryk. Byłem nawet przez jednego z członków kapituły oficjalnie proszony o wycofanie swej nominacji, ponieważ zgodnie z regulaminem wszystkie zgłoszenia muszą być upublicznione. Odpowiedziałem, że nie mogę tego zrobić, i mam głębokie przekonanie, iż sam Kisiel, jeśli z chmurki obserwuje nasz spór, jest całym sercem po mojej stronie. Co zresztą zostało skwitowane złośliwą uwagą obecnego redaktora naczelnego tygodnika, w tym duchu, że skąd niby taką pewność mogę czerpać.