Ileż to razy słyszeliśmy, że z partii swej wycina ostatnich intelektualistów, a zostawia miernoty. Nie masz już Zalewskiego – jest Suski, zamordował Ołdakowskiego, ostał się Jurgiel. Słyszeliśmy to po tysiąckroć i, co zabawniejsze, wszystko to prawda była.
Na szczęście jest też wzór elegancji i manier, ludzi od lat walczących z Bizancjum i klasą próżniaczą. Tam tak nie jest. Tam, jeśli się chce szefa pochwalić, czyni się to z pewną taką nieśmiałością, żeby, Boże broń, w przesadę nie popaść. Owszem, można napomknąć o „geniuszu dotkniętym przez Pana Boga", co uczyniła intelektualna podpora prezydenta minister Nowak, można do Mojżesza porównać (Halicki), ale z umiarem, z taktem. Bo premier lizusów nie lubi.
Ale wybory idą, czas remanentów i refleksji, nic dziwnego, że i obserwacjami ze światem postanowił podzielić się magister inżynier Sepioł Janusz, z zawodu senator. Natchnęła go środowa debata w Sejmie. Popatrzył swym senatorskim okiem, objął inżynierskim umysłem i z wprawą magistra opisał, co widział i czuł. A szło to tak: „Co najmniej od czasów Piłsudskiego Polska nie miała przywódcy tak moralnie i intelektualnie górującego nad swoimi wrogami jak Donald Tusk".
Słowa święte, bo Tusk i Piłsudski nawet z wyglądu podobni (a nie, to Komorowski), ale przecież zestawiać ich tak się nie godzi, nie macie państwo wrażenia? Sepioł Janusz miał i się poprawił. I doprecyzował: „Tuska od Piłsudskiego odróżnia bezmiar cierpliwości i taktu dla obrażających go nikczemników".
Tak, my też podejrzewaliśmy, że ten litewski konus naszemu premierowi nie dorasta.