Reklama

Piotr Skwieciński o Silvio Berlusconim

12 lat temu, gdy na tle skandalu seksualnego republikańska prawica podjęła próbę obalenia prezydenta Clintona, lewica – amerykańska i światowa – określała to mianem oburzającej próby anarchizowania państwa i zakwestionowania demokratycznej decyzji większości za pomocą pretekstów prawnych.

Publikacja: 15.02.2011 19:52

Dziś w sprawie Berlusconiego, przecież podobnej (seks, kłamstwa, ostry konflikt wewnętrzny i brak woli uszanowania wyniku wyborów), zajęła stanowisko diametralnie odmienne. Tę nacechowaną filozofią Kalego zmianę stanowiska trzeba odnotować ze smutkiem.

Zarazem muszę stwierdzić, że komentować sprawę Berlusconiego jest trudno. Bo ciężko zdobyć się na sympatię do którejkolwiek strony toczącego Italię konfliktu.

O odruch współczucia wobec premiera Włoch trudno nawet komuś zdecydowanie niechętnemu wobec grającego pierwsze skrzypce w nagonce na niego ponurego sojuszu purytańsko-feministycznego, a decyzję o sądzeniu go przez trybunał wyłącznie kobiecy uważającemu za żenujący populizm.

Trudno bowiem współczuć politykowi od dawna postępującemu tak, jakby świadomie postawił sobie za cel zniszczenie powagi sprawowanych przez siebie urzędów. Trudno o taki odruch chyba każdemu obserwatorowi niepozbawionemu elementarnej dbałości o tak podstawową instytucję zbiorowości, jaką jest państwo i jego autorytet.

Ale rzadko mamy komfort wyboru między oczywistym dobrem a oczywistym złem. Często musimy ważyć mniejsze i większe zło. A w sprawie Berlusconiego, mimo całej groteskowości jej bohatera, większe zło niosą ze sobą moim zdaniem jego wrogowie.

Reklama
Reklama

Polityczna instrumentalizacja prawa, sądów i prokuratury jest bowiem chyba największym możliwym zagrożeniem dla demokracji. A wrogowie Berlusconiego – politycy klasyczni oraz politycy w togach prokuratorskich i sędziowskich (włoski fenomen) – dopuszczają się tej instrumentalizacji wręcz demonstracyjnie.

Ktoś powiedział: Berlusconi może budzić obrzydzenie. Ale jego przeciwnicy muszą wzbudzić przerażenie.

To również moja konkluzja.

Dziś w sprawie Berlusconiego, przecież podobnej (seks, kłamstwa, ostry konflikt wewnętrzny i brak woli uszanowania wyniku wyborów), zajęła stanowisko diametralnie odmienne. Tę nacechowaną filozofią Kalego zmianę stanowiska trzeba odnotować ze smutkiem.

Zarazem muszę stwierdzić, że komentować sprawę Berlusconiego jest trudno. Bo ciężko zdobyć się na sympatię do którejkolwiek strony toczącego Italię konfliktu.

Reklama
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po co te dziwne aluzje, pośle Ćwik? Czy wracają czasy rechoczących wujków?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rekonstrukcja, czyli Donald Tusk idzie na wojnę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: 40 minut udawania w Stambule. Dlaczego Władimir Putin nie spieszy się z końcem wojny?
Komentarze
Michał Płociński: Premier Radosław Sikorski. To kiedy Donald Tusk ustąpi?
Komentarze
Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk nie przypadkiem skupił się na trzech kwestiach
Reklama
Reklama