Ten punkt znalazł się obok innych postulatów edukacyjnych, które są manifestem wiary w postęp techniczny (e-podręczniki) albo czystą magią (tajemnicze Centra Nauki).
Łatwiej rzucać hasła, niż powiedzieć precyzyjnie, czego chcemy w edukacji. Przecież politycy od dawna się do tego nie wtrącają, zostawili to wąskiej kaście tzw. edukatorów. Kluczowe dla przyszłości narodu decyzje są sprzedawane jako techniczne. I nie podlegają debacie.
Zabawny jest ten spóźniony przejaw zainteresowania. Mogę przypuszczać, że miał z tym coś wspólnego Jarosław Makowski, szef platformerskiego think tanku, który ujmował się za szkolną filozofią w prasie. A łyknął to faktyczny twórca programu Rafał Grupiński, który jako intelektualista wie, że w niektórych krajach zachodnich filozofia jest chwalona jako dobra szkoła myślenia. I zalecana nawet przyszłym menedżerom.
I dobrze, chętnie bym ich pochwalił, ale chciałbym, aby na ten temat wypowiedziała się Katarzyna Hall. I aparat jej ministerstwa. Bo w ich nowym modelu szkoły miejsca na tak ambitny przedmiot jest mniej niż kiedykolwiek. Nieprzypadkowo filozofii dla wszystkich w zreformowanych licealnych programach po prostu nie ma.
Komu ta filozofia miałaby być aplikowana? Uczniom pierwszej klasy liceum, którzy mają dokańczać cały pakiet przedmiotów z gimnazjum? A może w drugiej i trzeciej klasie, które zostały zmienione w kurs przygotowawczy do matury? Spytajmy wprost: zamiast czego ma być filozofia? I czy to ma być poważny kurs, czy fikcyjne pogadanki, którymi można się chwalić? W szkole uczącej coraz bardziej pod kątem schematycznych testów.