Przerywnik w dziejach ludzkości

Je­że­li cze­goś uczy nas wiel­ka woj­na o umo­wę AC­TA, to chy­ba tyl­ko po­ko­ry wo­bec hi­sto­rii i ludz­kiej na­tu­ry.

Publikacja: 27.01.2012 19:00

Tech­no­lo­gia wy­wra­ca do gó­ry no­ga­mi me­dia i ca­ły wiel­ki prze­mysł in­for­ma­cyj­ny. Wy­daw­cy i kon­cer­ny te­le­wi­zyj­no­-ra­dio­we nie na­dą­ża­ją z prze­bu­do­wą new­sro­omów i kon­stru­owa­niem no­wych mo­de­li biz­ne­so­wych.

Ale to nie jest po­dróż w nie­zna­ne. Co naj­wy­żej po­wrót do cza­sów wol­nej wy­mia­ny my­śli, ży­wio­ło­wej, za­raź­li­wej i nie­okieł­zna­nej de­ba­ty pu­blicz­nej. Do Ac­ta Diur­na, ga­zet­ki wy­wie­sza­nej 130 lat przed na­szą erą na Fo­rum Ro­ma­num i prze­ka­zy­wa­nej z ust do ust w ca­łym rzym­skim im­pe­rium. Do pie­śni min­stre­li opo­wia­da­ją­cych o mę­stwie krzy­żow­ców, do mą­dro­ści Sta­sia Gą­ski – sław­ne­go Stań­czy­ka, na­dwor­ne­go bła­zna na dwo­rze Ja­gie­llo­nów – i je­go ży­cio­wych prawd po­wie­la­nych w przy­sło­wiach. Do ta­blic Mar­ci­na Lu­tra przy­bi­tych na  drzwiach ka­te­dry i da­lej prze­pi­sy­wa­nych w wie­lu do­mach w ca­łej Eu­ro­pie, do cza­sów Pau­la Re­ve­re'ego, któ­ry w 1775 ob­je­chał kon­no bo­stoń­skie przed­mie­ścia, by zmo­bi­li­zo­wać oby­wa­te­li do zry­wu prze­ciw­ko nad­cią­ga­ją­cym bry­tyj­skim woj­skom.

Tra­dy­cyj­na ga­ze­ta nie do­tar­ła­by na czas, a na­wet gdy­by, ma­ło kto umiał­by ją prze­czy­tać. In­ter­net i je­go wszyst­kie twit­te­ro­we czy fa­ce­bo­oko­we ema­na­cje ma­ją w so­bie tę sa­mą ży­wio­ło­wość, swo­bo­dę eks­pan­sji i ega­li­tar­ność, co pry­mi­tyw­ne for­my ko­mu­ni­ka­cji sprzed XIX wie­ku. Du­chem się­ga do cza­sów sprzed ma­gna­tów pra­so­wych i ich mi­lio­no­wych na­kła­dów zmie­nia­ją­cych spo­łecz­no­-po­li­tycz­ną rze­czy­wi­stość.

To, co by­ło si­łą wiel­kich wy­daw­nictw – szyb­ka dys­try­bu­cja i nie­wy­so­ka ce­na – by­ło jed­no­cze­śnie głów­ną sła­bo­ścią me­dial­nej cy­wi­li­za­cji, któ­ra wła­śnie koń­czy się na na­szych oczach. Scen­tra­li­zo­wa­ne ośrod­ki pro­duk­cji pra­sy, ksią­żek, a z cza­sem pro­gra­mów ra­dio­wych i te­le­wi­zyj­nych by­ły po­ku­są dla wszyst­kich chcą­cych ste­ro­wać opi­nią pu­blicz­ną. Naj­pierw po­li­ty­ków, nie­zno­szą­cych, gdy kry­ty­ko­wa­no ich re­żi­my, a z cza­sem tak­że wiel­kich kor­po­ra­cji. Re­kla­mo­daw­ców, któ­rzy wy­ko­rzy­stu­ją bu­dże­ty, aby ste­ro­wać me­dia­mi.

W przyszłości bę­dzie­my spo­glą­da­li na te ostat­nie 200 lat jak na sto­sun­ko­wo krót­ki prze­ryw­nik w dzie­jach ludz­ko­ści. Na prze­ryw­nik, któ­rym by­ły ko­stycz­ne mo­de­le re­dak­cji przy­wią­za­ne do miej­sca i hie­rar­chicz­nej struk­tu­ry dzia­łów, se­kre­ta­ria­ty o wą­skiej spe­cja­li­za­cji i to­ny prze­wa­la­ją­ce­go się pa­pie­ru. Dzien­ni­kar­stwo prze­sta­nie być spe­cja­li­stycz­nym za­ję­ciem. Za­wód upra­wiać bę­dą lu­dzie roz­ma­itych pro­fe­sji, po­sia­da­ją­cy uni­kal­ną wie­dzę i mo­gą­cy dzie­lić się nią na naj­róż­niej­szych no­śni­kach. Myśl nie bę­dzie skrę­po­wa­na przez dru­kar­nie i kol­por­te­rów. A przy tak wiel­kiej dy­wer­sy­fi­ka­cji trud­niej bę­dzie o ma­ni­pu­la­cję tre­ścia­mi. Ta ro­man­tycz­na wi­zja otwar­tej cy­wi­li­za­cji me­dial­nej wy­ma­ga jed­nak cze­goś wię­cej niż tyl­ko spraw­nej tech­no­lo­gii.

Trans­por­to­wa re­wo­lu­cja, któ­rą sym­bo­li­zo­wa­ły sa­mo­chód czy sa­mo­lot, 100 lat te­mu, mo­gła być po­strze­ga­na ja­ko po­wrót do no­ma­dycz­nych in­stynk­tów pier­wot­nych lu­dów. Prze­kra­cza­ją­ce gra­ni­ce państw i cy­wi­li­za­cji, łą­czą­ce ze so­bą roz­ma­ite kul­tu­ry wy­ma­ga­ły wspól­nych ko­dek­sów dro­go­wych i wspól­nych za­sad na­wi­ga­cji.

Po­dob­nie go­spo­dar­cza glo­ba­li­za­cja, spłasz­cze­nie się zie­mi, o czym pi­sał Tho­mas Fried­man, nie by­ły­by moż­li­we bez wspól­nych in­sty­tu­cji re­gu­lu­ją­cych pod­sta­wo­we pra­wa ryn­ku pra­cy, wspól­ne nor­my ja­ko­ści pro­duk­tów. Je­że­li chce­my, że­by z cha­osu elek­tro­nicz­nej wy­mia­ny my­śli wy­ni­kło coś wię­cej niż tyl­ko zgiełk ta­nich słów i pro­stych prze­ka­zów, po­trze­bu­je­my glo­bal­nych za­sad chro­nią­cych pra­wa au­tor­skie. To one da­dzą praw­dzi­wą wol­ność, nie­za­leż­ność od kon­cer­nów, kor­po­ra­cji, pry­wat­nej czy pań­stwo­wej cen­zu­ry.

Wbrew te­mu, co mó­wią prze­ciw­ni­cy mię­dzy­na­ro­do­wych po­ro­zu­mień do­ty­czą­cych ochro­ny praw au­tor­skich, te­go ty­pu re­gu­la­cje praw­ne są w in­te­re­sie po­je­dyn­czych twór­ców, a nie kor­po­ra­cji i państw. W męt­nej wo­dzie dzi­siej­sze­go In­ter­ne­tu, gdzie wol­no­ścią na­zy­wa się zwy­kła kra­dzież praw au­tor­skich, ma­rek, uni­kal­nej twór­czo­ści, trud­no bę­dzie za­pew­nić nie­za­leż­ność pi­sa­rzom, ry­sow­ni­kom, ar­chi­tek­tom, fo­to­gra­fom. Obec­ny sys­tem po­zo­sta­wia ich na pa­stwę spon­so­rów. Czy to firm i in­sty­tu­cji, czy to państw, któ­re z so­bie tyl­ko zna­nych po­wo­dów go­dzą się fi­nan­so­wać ich twór­czość, mi­mo że nie przy­nie­sie im to zy­sku. W ten spo­sób ma­gna­ci pra­so­wi w in­ter­ne­to­wym wcie­le­niu mo­no­po­li­zu­ją prze­pływ tre­ści. Nieważ­ne, czy ory­gi­nal­nych, czy kra­dzio­nych.

Nie da się zmie­nić me­dial­nej rze­czy­wi­sto­ści, tkwiąc w ar­cha­icz­nych pra­wach.

Tech­no­lo­gia wy­wra­ca do gó­ry no­ga­mi me­dia i ca­ły wiel­ki prze­mysł in­for­ma­cyj­ny. Wy­daw­cy i kon­cer­ny te­le­wi­zyj­no­-ra­dio­we nie na­dą­ża­ją z prze­bu­do­wą new­sro­omów i kon­stru­owa­niem no­wych mo­de­li biz­ne­so­wych.

Ale to nie jest po­dróż w nie­zna­ne. Co naj­wy­żej po­wrót do cza­sów wol­nej wy­mia­ny my­śli, ży­wio­ło­wej, za­raź­li­wej i nie­okieł­zna­nej de­ba­ty pu­blicz­nej. Do Ac­ta Diur­na, ga­zet­ki wy­wie­sza­nej 130 lat przed na­szą erą na Fo­rum Ro­ma­num i prze­ka­zy­wa­nej z ust do ust w ca­łym rzym­skim im­pe­rium. Do pie­śni min­stre­li opo­wia­da­ją­cych o mę­stwie krzy­żow­ców, do mą­dro­ści Sta­sia Gą­ski – sław­ne­go Stań­czy­ka, na­dwor­ne­go bła­zna na dwo­rze Ja­gie­llo­nów – i je­go ży­cio­wych prawd po­wie­la­nych w przy­sło­wiach. Do ta­blic Mar­ci­na Lu­tra przy­bi­tych na  drzwiach ka­te­dry i da­lej prze­pi­sy­wa­nych w wie­lu do­mach w ca­łej Eu­ro­pie, do cza­sów Pau­la Re­ve­re'ego, któ­ry w 1775 ob­je­chał kon­no bo­stoń­skie przed­mie­ścia, by zmo­bi­li­zo­wać oby­wa­te­li do zry­wu prze­ciw­ko nad­cią­ga­ją­cym bry­tyj­skim woj­skom.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Broń atomowa na Białorusi to problem dla Aleksandra Łukaszenki, nie dla Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: PiS nie skończy jak SLD. Rozliczenia nie pogrążą Kaczyńskiego