Otóż pani kanclerz pojawi się na trasie kampanii wyborczej Nicolasa Sarkozy'ego. Niemcy zaniepokojone są rosnącymi wpływami francuskiej lewicy i zrobią wszystko, żeby przed wyborami wzmocnić obecnego prezydenta. Zrobią wszystko, a więc nie zrobią nic, co mogłoby osłabić jego autorytet na dzisiejszym szczycie przywódców UE. To będzie kolejny szczyt ostatniej szansy, zmarnowany przez polityczne ambicje przywódców.

"Rzeczpospolita" wielokrotnie zwracała uwagę, że renesans Europy będzie niemożliwy bez zdecydowanego przestawienia unijnej zwrotnicy – z bocznicy politycznych kompromisów na twardy gospodarczy tor. Europie potrzeba większej elastyczności rynku, ograniczenia brukselskiego interwencjonizmu, uwolnienia usług, rozmontowania systemu subwencji rolnych. Potrzeba więcej swobody zamiast coraz silniejszego centralizmu i nadregulacji.

Precedens, jaki Bruksela chce dziś ustanowić w przypadku Grecji, w praktyce oznacza, że demokratycznie wybrane rządy utracą prawo do ustalania wysokości podatków i decydowania o sposobie ich wydawania. Jeden z niewielu ocalałych mechanizmów konkurencyjności zostanie podany na tacy urzędnikom. Francuski projekt paktu fiskalnego, dodatkowo odbierający Polsce, Czechom, Szwecji, Wielkiej Brytanii prawo głosu czy  choćby prawo do zasiadania przy stole 17 państw strefy euro, nie ma żadnego gospodarczego uzasadnienia. To manewr mający zapewnić Niemcom większą kontrolę nad finansami Europy, a Francji większe wpływy polityczne.

Premier Tusk powinien dziś wykorzystać jedno z niewielu autentycznych narzędzi wpływu, jakie mamy w Unii Europejskiej i zawetować proponowane zapisy w pakcie fiskalnym. Rzecz nie w naszych ambicjach i tym, iż akurat dziś nie zaproszono nas do stołu. Pytanie jest poważniejsze: czy kiedykolwiek w przyszłości przy tym do cna upolitycznionym stole znajdzie się miejsce dla Polski.