Nawet jeśli w tej anegdocie jest tylko ziarnko prawdy, dobrze ilustruje ona podejście wielu osób do obyczajowych nowinek, które przychodzą do nas z Zachodu. Nie jest ważne, czy są szkodliwe, czy pożyteczne, ważne, że ich przyjęcie poprawi nam samopoczucie. Takie zachowanie nazwałem kiedyś mentalnością prymusa.
Niestety podobnie zachował się Donald Tusk, popierając pomysł Komisji Europejskiej wprowadzenia kwot dla kobiet w zarządach spółek. W czasie kryzysu rząd powinien ułatwiać prowadzenie biznesu i zwiększać konkurencyjność polskiej gospodarki, a nie forsować rozwiązania ideologiczne, które mało mają wspólnego z wolnym rynkiem, a niemal nic ze zdrowym rozsądkiem.
Propozycja doczekała się tymczasem krytyki z nieoczekiwanej strony - dziewięć państw UE, m.in. Holandia, Czechy i Wielka Brytania, napisało list do szefa KE, podważając sensowność takich rozwiązań. Do sprzeciwu dołączyli też Szwedzi. A im nie można chyba zarzucić, że nie troszczą się o udział kobiet w życiu publicznym. Uznali oni jednak unijny pomysł za gwałt na prawie udziałowców do zarządzania własną firmą, a także za wtrącanie się Unii w rozwiązania, które powinny być podjęte na poziomie krajowym.
Szwedzi mają jedną ze zdrowszych gospodarek w UE. Obniżają podatki, racjonalizują wydatki socjalne i stymulują konkurencyjność biznesu - realizują wszystkie zalecenia klasycznego liberalnego konserwatyzmu. No, ale oni nie muszą udowadniać, że są prawdziwymi Europejczykami.