Wydawało się, że tak nagłośnione przez włoską prasę podziały wśród kardynałów spowodują, że konklawe potrwa przynajmniej kilka dni. Biały dym nad Watykanem koło siódmej wieczór rozwiał wątpliwości.
Mamy nowego papieża. Kościół nie jest aż tak podzielony, jak myślano. Co więcej, serce kościoła przenosi się tysiące kilometrów od Rzymu na drugą półkulę, bo papież wywodzi się właśnie stamtąd. Przed stoma tysiącami wiernych na placu św. Piotra i dziesiątkami milionów przed telewizorami protodiakon Jean-Louis Tauran ogłosił: mamy papieża!
Jest nim Jorge Mario kardynał Bergoglio. Przyjął imię Franciszek. Tłum odpowiedział entuzjazmem. Bo jakże inaczej przywitać nową głowę Kościoła? Ale ilu z Rzymian, ilu z nas przed telewizorami spodziewało się takiego wyboru? Zapewne garstka, jeśli ktokolwiek. Może obecni na placu Argentyńczycy, choć i oni wierzyli prawdopodobnie bardziej w wybór Odilo Scherera z Brazylii. To on był pewniakiem, jednym z kilku faworytów do papieskiego tronu.
A jednak stało się inaczej. Kardynałowie wybrali Jorge Mario Bergoglio, byłego jezuitę, arcybiskupa Buenos Aires i prymasa Argentyny. Zaskoczył już w pierwszych słowach. Powiedział z pokorą o sobie, że jest „z końca świata". Jakże dobitnie zabrzmiały te słowa w jego centrum, czyli w Rzymie. Wezwał do modlitwy za swojego emerytowanego poprzednika Benedykta. I co ważniejsze, poprosił o to, by dać świadectwo miłości i braterstwa z całym światem. - Módlmy się za cały świat!
Trudno wyczuć w tych słowach pozę, czy pustą retorykę. Chyba naprawdę myślał przede wszystkim o swojej argentyńskiej prowincji, jak jego wielki poprzednik Karol Wojtyła – mówiąc przed laty: „przychodzę z dalekiego kraju" – myślał o Polsce. To ważkie słowa, bo każą zwrócić uwagę na Kościół spoza Europy, odległy od rzymskiej kurii. Jakże inny od tego z tradycyjnego centrum chrześcijaństwa. Kościół dynamiczny, witalny, bez poczucia przesytu czy zmęczenia. Mający inną tradycję, inne problemy, także te trudne, z odstępstwem doktrynalnym czy inkulturacja w tle. Wybór tego papieża to postawienie kropki nad i, że trzeba przenieść ciężar pracy Kościoła z centrum na obrzeża. Jak ktoś z komentatorów słusznie powiedział; prawdziwym wyzwaniem dla papieża jest krzewienie chrześcijaństwa, powstrzymanie odchodzących, a nie reforma kurii.