Według dziennikarzy oficjalnym powodem przeniesienia nie są wcale kłopoty lokalowe i brak powołań, ale skandal homoseksualny w seminarium, w który miał być zamieszany były już dziś rektor kościelnej uczelni. Jak jest naprawdę? Nie wiemy. Kościół nabrał wody w usta i milczy. Oficjalny komunikat biura prasowego Episkopatu jest w tej sprawie lakoniczny i nic nie wyjaśnia. Ks Józef Kloch stwierdza, że połączenie seminariów diecezji sosnowieckiej i archidiecezji częstochowskiej to po prostu dostosowanie się do nowej rzeczywistości – w tym wypadku spadku powołań. Jeśli tak jest naprawdę to brawo za odważną decyzję biskupów, którzy się dogadali i wspólnie będą kształcić przyszłych duchownych. Taka współpraca przydałaby się też innym diecezjom, które utrzymują własne seminaria jedynie dla garstki kleryków.
Mam jednak wrażenie, podobnie jak koledzy z „Do Rzeczy", że te wyjaśnienia nie są prawdziwe. Za kilka tygodni, a może tylko kilka dni, będziemy wiedzieć więcej. Metropolita częstochowski jedzie ponoć w tej sprawie do Rzymu i choć on sam pewnie nie uchyli rąbka tajemnicy, to trzeba pamiętać, że – jak mawia moja znajoma watykanistka – w każdej kurii są ogrodnicy, kierowcy, konserwatorzy. Trzymanie skandali – nawet tych najgorszych – pod kluczem w tajemnicy, źle się dla Kościoła w ostatnich latach kończyło. Dość wspomnieć sprawy abpa Petza w Poznaniu, ojca Hejmo w Watykanie, czy abpa Wielgusa w Warszawie. W każdej z nich Kościół najpierw robił dobrą minę do złej gry (zaciemniał, kłamał), by w końcu pod naciskiem wiernych temat rozwiązać. Oczywiście do tych rozwiązań też można mieć sporo zastrzeżeń, ale to temat na osobne rozważania. Zwykło się mówić, że machiny Watykanu działają powoli, ale sprawiedliwie. To prawda. Lecz w dzisiejszych czasach kiedy świat poszedł mocno do przodu, gdy papież jest obecny m.in. na Twitterze, a biskupi mają konta na Facebooku nie ma sensu pokątne ukrywanie spraw wstydliwych. Ludzie i tak się o nich dowiedzą. Trzeba mieć odwagę, by wystąpić publicznie i wyjaśnić wiernym o co chodzi. Wydaje mi się, że taka postawa uczyni o wiele więcej dobra niż mówienie o „problemach lokalowych". A zatem drodzy hierarchowie: odwagi. Nawet z najgorszej prawdy może wypłynąć jakieś dobro.