Syryjska opozycja uważa, że był to atak chemiczny syryjskiej armii. Ta się wypiera, twierdząc, że to sami rebelianci użyli gazu przeciwko swym zwolennikom, by zyskać przychylność międzynarodowej opinii publicznej.
Prawda jest oczywiście ważna – być może był to największy na świecie od lat atak broni chemicznej. To, kto go dokonał, ma kluczowe znaczenie.
Ale bez względu na to, kto jest masowym mordercą, tragedia w Damaszku pokazuje bezgraniczną bezsilność świata, także tego zachodniego.
Inspektorzy ONZ są akurat w Syrii, ich hotel jest pół godziny drogi od miejsca ataku, ale bez zgody władz nie mogli się w środę ruszyć.
Amerykanie, Europa i NATO, umęczeni interwencjami w Iraku, Afganistanie, Mali i Libii, a także np. operacjami antypirackimi na Oceanie Indyjskim, nie mają ochoty pakować się w kolejną wojnę. Trudno się jednak dziwić politykom, którzy musieliby wytłumaczyć wyborcom, że znowu trzeba wysyłać żołnierzy w najbardziej skomplikowany rejon świata.