Reklama

Mandela, albo przypowieść o wielkości

Nelson Mandela zdawał sobie sprawę z tego, że rozstaje się ze światem żywych.

Publikacja: 06.12.2013 07:10

Jarosław Giziński

Jarosław Giziński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Zastanawiał się nad tym kim pozostanie dla swojego ludu. W jednym z wywiadów powiedział - Nie chcę być zapamiętany jako ktoś nadzwyczajny, ale jako członek wielkiej drużyny w moim kraju, która walczyła przez lata, dekady, a nawet stulecia.

Mimo tej typowej dla niego skromności zapewne nie uda mu się pozostać "tylko jednym z wielu" w tłumie bojowników o wolność i godność czarnoskórych mieszkańców Afryki. Ma rację Barack Obama mówiąc, że wielkość Mandeli pozostanie w zbiorowej pamięci świata przez długo, bardzo długo. Zapewne przez wieki.

W odróżnieniu od innych bohaterów XX wieku Mandela tak naprawdę nie dorobił się tłumu analityków rozliczających historię, jego rolę i biografię pod kątem odpowiedzi na pytanie "a może jednak nie był taki wielki jak nam się zdaje?". Kiedy umierała Margaret Thatcher odezwali się jej lewicowi krytycy wyrażając zadowolenie, że "suka odeszła". Znaleźli się komentatorzy określający Ronalda Reagana jako "pajaca-kowboja wymachującego szabelką". Nie trzeba się nawet rozstać ze światem, by usłyszeć głosy negujące oczywiste zdawałoby się zasługi. Gorbaczow musi dziś wysłuchiwać inwektyw jako "przeklęty burzyciel" wielkości ZSRR, a Lech Wałęsa dla wielu (ciekawe, że właściwie tylko w Polsce) jest dziś bardziej "Bolkiem" niż legendarnym przywódcą "Solidarności".

Mandela pozostał jednak symbolem. Kimś takim jak dla Polaków Jan Paweł II (choć oczywiście rola przywódcy duchowego jak papież albo Dalajlama nie niesie z sobą porównywalnego ryzyka politycznego). Nie zaszkodziło mu nawet wzniesienie jeszcze za życia potężnego pomnika w Howick, ani oplakatowanie całego RPA jego podobiznami. Wszyscy wiedzieli, że to objaw prawdziwego hołdu i uwielbienia, a nie tylko partyjnej linii rządzącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego, nawet jeśli ANC rzeczywiście podpierał się autorytetem swojego dawnego przywódcy.

Z wielkością Mandeli nie dyskutowali ani skłóceni ze sobą Zulusi i Xosa, ani nawet biali Afrykanerzy. Hołd oddał mu ostatni biały prezydent RPA Frederik Willem de Klerk (notabene współlaureat pokojowego Nobla). Nawet skandali i gorszącego kupczenia nazwiskiem w rodzinie Mandeli nikt nie wiąże z samym Ojcem Narodu.

Reklama
Reklama

Niewiele jest dziś postaci w których tak niepodważalnie połączyły się zasługi, wielkość charakteru, charyzma i zdolności przywódcze. Nelson Mandela mógł umierać spokojny o swoje miejsce w pamięci potomnych.

Zastanawiał się nad tym kim pozostanie dla swojego ludu. W jednym z wywiadów powiedział - Nie chcę być zapamiętany jako ktoś nadzwyczajny, ale jako członek wielkiej drużyny w moim kraju, która walczyła przez lata, dekady, a nawet stulecia.

Mimo tej typowej dla niego skromności zapewne nie uda mu się pozostać "tylko jednym z wielu" w tłumie bojowników o wolność i godność czarnoskórych mieszkańców Afryki. Ma rację Barack Obama mówiąc, że wielkość Mandeli pozostanie w zbiorowej pamięci świata przez długo, bardzo długo. Zapewne przez wieki.

Reklama
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Mojsza jedność, czyli jak Karol Nawrocki przypomniał, co nas dzieli
Komentarze
Marsz Niepodległości: Ja Polak, ja łachmyta
Komentarze
Bogusław Chrabota: O mądry patriotyzm
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Zakończenie paraliżu rządu USA może doprowadzić Demokratów do zwycięstwa
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Jemy za dużo mięsa! A może za mało? Wojna światów trwa w najlepsze
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama