Reklama

Tusk nie mówi "nie"

Unijny szczyt poświęcony obsadzie najwyższych unijnych stanowisk skończył się bez decyzji. Przywódcy zjadą do Brukseli ponownie po wakacjach 30 sierpnia i wtedy wszystko stanie się jasne.

Publikacja: 17.07.2014 11:13

Anna Słojewska

Anna Słojewska

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Na razie wiemy jedno: Radosław Sikorski nie ma szans na szefa unijnej dyplomacji. Ale Donald Tusk może zostać następcą Hermana Van Rompuya. Taki wniosek może wysnuć przyjmując, że słowa Angeli Merkel coś jeszcze znaczą.

Wczoraj późno w nocy, a właściwie dziś bardzo wczesnym rankiem, niemiecka kanclerz stwierdziła, że stanowisko szefa dyplomacji przypadnie socjalistom. A to oznacza, że Sikorski nie ma szans. Wcześniej natomiast Merkel sondowała Tuska, czy byłby zainteresowany posadą szefa Rady — "Rz" napisała o tym jako pierwsza. Wczoraj informację potwierdzali unijni dyplomaci. Stan gry na chwilę obecną nie zmienił się: Donald Tusk jest niechętny. Ale nie mówi zdecydowanie "nie".

Spotkanie przywódców w środę wieczorem w Brukseli skończyło się zanim jeszcze na dobre się zaczęło. Bo wchodząc na salę obrad, po wcześniejszych dwustronnych nieoficjalnych konsultacjach i naradach partyjnych, wielu przywódców wyrażało przypuszczenia, że do porozumienia nie dojdzie. najprostsze i najprawdziwsze wytłumaczenie jest takie, że zabrakło presji czasu.

30 sierpnia decyzja musi być podjęta, żeby Parlament Europejski zdążył z przesłuchaniami nowej Komisji Europejskiej. A tej nie można mianować nie wiedząc kto będzie wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej UE, bo ta osoba jest jednocześnie wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej. A tego stanowiska nie można z kolei obsadzić nie wiedząc, kto będzie szefem Rady Europejskiej. Bo trójkąt stanowisk — szefów Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej oraz szefa dyplomacji — musi być zrównoważony.

Dyplomaci z Europy Środkowowschodniej wygrzebali wczoraj zapis z aneksów do unijnych traktatów, który mówi, że te trzy stanowiska muszą uwzględniać "geograficzną i demograficzną różnorodność Unii". I udało im się przeforsować opinię, że ta geograficzna różnorodność oznacza po prostu konieczność obsadzenia jednego ze stanowisk przedstawicielem naszego regionu. To na pewno jest sukces tego szczytu. Bo oznacza nie tylko szansę dla Tuska, czy innego polityka z tzw. nowych krajów UE na wysokie stanowisko, a dla całego regionu na trwałe uwzględnienie w unijnych politykach innego bagażu historycznych doświadczeń. Ale także, poprzez odwołanie się do traktatu, może zamienić się w regułę na przyszłość, przy kolejnych decyzjach o nominacjach.

Reklama
Reklama

Na razie wiemy jedno: Radosław Sikorski nie ma szans na szefa unijnej dyplomacji. Ale Donald Tusk może zostać następcą Hermana Van Rompuya. Taki wniosek może wysnuć przyjmując, że słowa Angeli Merkel coś jeszcze znaczą.

Wczoraj późno w nocy, a właściwie dziś bardzo wczesnym rankiem, niemiecka kanclerz stwierdziła, że stanowisko szefa dyplomacji przypadnie socjalistom. A to oznacza, że Sikorski nie ma szans. Wcześniej natomiast Merkel sondowała Tuska, czy byłby zainteresowany posadą szefa Rady — "Rz" napisała o tym jako pierwsza. Wczoraj informację potwierdzali unijni dyplomaci. Stan gry na chwilę obecną nie zmienił się: Donald Tusk jest niechętny. Ale nie mówi zdecydowanie "nie".

Reklama
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Nie będzie wojny handlowej z Ameryką
Komentarze
Michał Płociński: Zamach stanu i sfałszowane wybory, czyli rekonstrukcja rządu przegrywa ze spiskami
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po co te dziwne aluzje, pośle Ćwik? Czy wracają czasy rechoczących wujków?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rekonstrukcja, czyli Donald Tusk idzie na wojnę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: 40 minut udawania w Stambule. Dlaczego Władimir Putin nie spieszy się z końcem wojny?
Reklama
Reklama