Zarzuca rządowi, że nie dopuszcza „do rozwijania odpowiedzialności i wolności, gdyż wymaga posłuszeństwa". Przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN prof. Bogusław Śliwerski posunął się nawet do stwierdzenia: „kontrolować i egzekwować – to idea nowelizacji". Wskazuje, że gabinet Donalda Tuska chce „twardą ręką trzymać instytucje egzaminacyjne", a minister edukacji nadaje sobie władzę w zarządzaniu oświatą „niczym aparatem biurokratycznym".

Kolejny raz okazuje się zatem, że szkoła jest samodzielna – przypomnijmy, że odpowiadają za nią samorządy – jedynie z nazwy. Najdobitniejszym dowodem trzymania jej na krótkiej smyczy jest szkodliwy dla oświaty dokument, jakim jest Karta nauczyciela. Gminy, które zatrudniają nauczycieli, nie mogą nawet ustalić stawek, według których ich wynagradzają. Reguluje to oświecona Warszawa. Podobnie jest z systemem awansu czy ochroną przed zwolnieniem z pracy.

Rząd powinien się wreszcie na coś zdecydować. Jeśli chce dać samorządom autonomię i scedować na nie odpowiedzialność za jakość i prowadzenie edukacji, nie może wszystkiego regulować, kontrolować, nadzorować. Powinien bardziej zawierzyć w ich zdrowy rozsądek i troskę o jakość edukacji. Nie wydaje się, by mogła to zapewnić ministerialna smycz.

Jeśli natomiast rządzący chcą mieć wszystko pod kontrolą, powinni wziąć na siebie także pełną odpowiedzialność finansową. Obecna sytuacja jest bowiem kuriozalna. Gabinet chwali się, gdy uczniowie osiągają sukces, ale notorycznie nie finansuje oświaty na wystarczającym poziomie. Płacą gminy, które mają niewiele, a nawet coraz mniej, do powiedzenia.