A obecnie, gdy Kościół jest nieustannie ostrzeliwany już nie z karabinu, lecz z armaty – może nawet gorszy niż kiedykolwiek. Jego wrogowie dostają bowiem do ręki ewidentny dowód na potwierdzenie swoich tez, że to koszmarna instytucja.

Osobom sprzyjającym Kościołowi zaś zwykle robi się przykro, gdy dowiadują się, że księża grzeszą, a co dopiero, gdy popełniają odrażające czyny. Od razu budzi się też naturalna chęć zaprzeczania nieprzyjemnym faktom, wypierania ich lub ukrywania w naiwnej nadziei, że nie wyjdą na jaw. Dla Kościoła jednak taka taktyka jest zabójcza, bowiem o wiele groźniejsze od antykościelnej nagonki jest tolerowanie zła.

Dlatego właśnie informacji, że ?abp Henryk Hoser wypowiedział wojnę homoseksualistom i pedofilom ?w sutannach, trudno nie przyjąć ?z uznaniem. Pokazuje ona, że mimo wszystko Kościół jest zdolny do samooczyszczenia. Potrafi ukarać złamanie reguł, zło nazwać złem, a grzech – grzechem, nawet wtedy, gdy dotyka to zasłużonych i cenionych księży. Tak stało się w diecezji warszawsko-praskiej, gdzie arcybiskup Hoser zawiesił ?w czynnościach dwóch księży. Jednemu zarzuca się czynny homoseksualizm oraz wykorzystywanie seksualne nieletnich, drugiemu – romans z gejem z Ukrainy.

I nie ma specjalnego znaczenia fakt, że według świeckiego prawa jeden czyn (pedofilia) jest przestępstwem, a drugi nim nie jest. Cokolwiek by się bowiem wydawało różnym postępowcom, dla Kościoła akt homoseksualny jest złem, wprowadza zamęt i nieporządek. Jest grzechem ciężkim przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, podobnie jak jest nim utrzymywanie przez duchownych intymnych kontaktów z kobietami.

Dziś nikt nikogo na siłę nie ciągnie do seminarium. Jeśli jednak ktoś decyduje się na kapłaństwo, przyrzeczenie życia ?w celibacie powinien potraktować serio. Bo jakkolwiek wydawałoby się to niesprawiedliwe, od księży wymaga się więcej.