Kampanii nie jako festiwalu czczych obietnic, ale zapowiedzi konkretnych zmian, konkretnych projektów, które mają przekonywać wyborców.
W tym sensie zapowiedziana przez PO absolutna rewolucja podatkowa jest jakimś nowym pomysłem. Po sobotnim evencie PO widać było jak poważnym błędem była konwencja przed wakacjami, na której Ewa Kopacz zamiast ogłosić nowy program wyborczy, ogłosiła, że PO zaczyna pracę nad programem wyborczym.
Zaproponowane teraz przez partię rządzącą rozwiązanie podatkowe ma kilka plusów. Przede wszystkim jest dość łagodnym sposobem walki z tzw. umowami śmieciowymi. Dotychczas pomysły na walkę z tym typem zatrudnienia wiązały się ze zwiększaniem obciążeń dla pozakodeksowych form pracy. Ich główną wadą było wylewanie dziecka razem z kąpielą – mniejsza elastyczność i większe koszty pracy zniechęcały pracodawców do zatrudniania, a pracowników wypychały w szarą strefę.
Dlatego też rząd postanowił obniżyć obciążenia składkowe pracy osób najmniej zarabiających – nie miejmy wątpliwości, że wielu z tych, którzy cierpią na umowach tymczasowych, to właśni ci, którzy zarabiają najmniej. Pomysł idzie naprzeciw oczekiwaniom tych ekspertów, którzy zachęcali do obniżenia klina podatkowego a zarazem zrównania wszystkich typów umówi i objęcia ich takim samym – niższym oskładkowaniem. PO poszła dokładnie w tym kierunku.
Pomysł wprowadzenia jednolitego podatku, który płaciłby pracodawca – bez względu na formę zatrudnienia – oraz przerzucenie na państwo papierkowej roboty (redystrybucji części podatku do fiskusa, NFZ czy ZUS) wydaje się rewolucją w polskim systemie podatkowym.