O zwycięzcy wyborów możemy mówić przed poznaniem rozstrzygnięcia w II turze, ponieważ mowa o polityku, który w wyborach już nie uczestniczy, a mimo to w ostatnich dwóch tygodniach było o nim niemal tak samo głośno jak o Karolu Nawrockim czy Rafale Trzaskowskim. Mowa oczywiście o Sławomirze Mentzenie i jego Konfederacji. Oni sytuację na scenie politycznej mogą obecnie obserwować z bardzo komfortowej pozycji ugrupowania, które – niczym niegdyś PSL – może powiedzieć, że kolejne wybory do parlamentu wygra jej przyszły koalicjant.
Czytaj więcej
– Wierzę w swoich wyborców. Niech głosują zgodnie ze swoim rozumem, zgodnie ze swoim sumieniem i...
Sławomir Mentzen w czasie kampanii wyborczej zerwał z wizerunkiem politycznego happenera
Mentzen w kampanii wyborczej osiągnął kilka ważnych politycznych celów. Po pierwsze – zmienił swój wizerunek. Dotychczas był postrzegany raczej jako polityczny happener, młodsza o kilka pokoleń wersja Janusza Korwin-Mikkego, ktoś kto nie robi poważnej polityki, tylko organizuje słynne „piwa z Mentzenem” i może być idolem nastolatków, którzy jednak w pewnym momencie poważnieją i uprawiana tak polityka przestaje im odpowiadać. Po kampanii wyborczej lider Konfederacji jest już jednak w zupełnie innym miejscu – tytaniczna praca polegająca na odwiedzeniu wszystkich powiatów w Polsce, tysiące wieców, ale też pewne złagodzenie przekazu (w czym niewątpliwie pomogło rozstanie się z Konfederacją Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna), a przede wszystkim wykazanie gotowości do uprawiania klasycznej polityki (spotkania z Karolem Nawrockim i Rafałem Trzaskowskim – zarówno te transmitowane na kanale YouTube, jak i mniej formalne), zmieniły go w poważnego politycznego gracza.
Po kampanii prezydenckiej widać, że Mentzen ma swoim wyborcom do zaoferowania coś więcej niż bezkompromisowy idealizm Korwin-Mikkego, skazujący go na rolę wiecznego recenzenta polityki, niezdolnego do udziału we władzy. Lider Konfederacji pokazał, że o władzy myśli na poważnie – co więcej, że nie zamierza skazywać się na bezalternatywną koalicję z PiS, która ograniczałaby znacznie pole manewru Konfederacji. Spotkanie z Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim przy piwie nie musi niczym zaowocować, ale wystarczy, że jest sygnałem, iż Konfederacja może stawiać PiS warunki, bo porozumienie z tą partią nie jest dla środowiska Mentzena jedyną drogą do władzy.