Zakończoną właśnie pierwszą turę wyborów prezydenckich można potraktować jako fotografię nastrojów społecznych. I z tej fotografii nie płyną wcale dobre wieści dla obozu rządzącego.
Po wielkim wysiłku Trzaskowski niewiele dodał do tego, co miał przed kampanią
Wynik Rafała Trzaskowskiego nie jest wcale dużo lepszy od tego, jaki dostał, debiutując w ogólnopolskiej polityce w pierwszej turze wyborów 2020 roku. Wtedy otrzymał 30,5 proc. głosów. Po pięciu latach aktywności w krajowej polityce, po wygranych prawyborach w Koalicji Obywatelskiej, po wielkim triumfie obozu Donalda Tuska w wyborach 2023 r. i odebraniu władzy PiS, wreszcie po pół roku kampanii, Trzaskowski nic nie zyskał. Nie dodał też wiele do wyniku, jaki ma jego macierzysta Koalicja Obywatelska w większości badań.
Dlatego to co najmniej sygnał ostrzegawczy dla obozu rządzącego. I kara za arogancję – wrzucanie materiałów wyborczych w ciszy wyborczej przez wiceministra sprawiedliwości, za uderzanie w ciszy wyborczej w Nawrockiego przez Donalda Tuska fragmentem z Biblii.
Co więcej, biorąc pod uwagę, że Trzaskowski niewiele wyprzedził fatalnego kandydata Prawa i Sprawiedliwości, czyli Karola Nawrockiego, który wyłożył się na całym paśmie kłamstw w sprawie przejętej kawalerki, prezydent Warszawy i jego partyjne zaplecze mają o czym myśleć.