Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców w końcu 2022 r. w Polsce było zarejestrowanych 26,7 mln samochodów osobowych, o prawie 600 tys. więcej niż rok wcześniej. Mimo iż ta liczba w ostatnich latach wzrasta i można zakładać, że statystycznie każda polska rodzina ma samochód, przekonanie, że przyszłość polskiej mobilności wiąże się z osobowym ruchem samochodowym jest fałszywe. W coraz większym stopniu korzystamy z transportu miejskiego: tramwajów, autobusów, a w Warszawie z metra. Szczyty popularności bije kolej; w pociągach InterCity, mimo stosunkowo drogich biletów, często brakuje miejsc. Rozwija się kolej podmiejska i regionalna. Samorządy coraz częściej inwestują w odnawianie wyłączonych przed laty tras i połączeń kolejowych.

Paradoks? W pewnym sensie tak. Wynika z coraz większej mobilności Polaków. Samochód wciąż pozostaje symbolem statusu, ale rosnące koszty eksploatacji, części zamiennych czy serwisu (polskie auta biją w Europie rekordy wiekowości) powodują, że korzystamy z nich coraz rzadziej. W młodym pokoleniu staje się to wręcz niemodne. Starsi, zwłaszcza poza większymi miastami, są na nie skazani, ale tylko ze względu na wykluczenie komunikacyjne. Z czasem i to się zmieni. Dlatego wynik naszego sondażu związanego z rządową zapowiedzią zniesienia opłat za autostrady nie dziwi. Polacy są zadziwiająco zgodni, że polityka transportowa rządu powinna być zrównoważona. Pod tym postulatem podpisuje się niemal 52 proc. ankietowanych. A zrównoważenie polityki transportowej to nic innego jak równe traktowanie inwestycji we wszystkie środki transportu, bez preferencji dla jednego z nich. Ponad jedna trzecia przy tym wyraźnie domaga się większej dbałości o rozwój transportu publicznego, połączenia kolejowe i autobusowe.

Tylko 7 proc. uważa, że rząd powinien skupić się na wspieraniu posiadaczy pojazdów indywidualnych, a to oni są bezpośrednimi adresatami komunikatu o zniesieniu opłat za autostrady. Pytanie, czy to elektorat rządzących. Wypada wątpić, bo to raczej zamożniejszy segment społeczeństwa, niekoniecznie głosujący na PiS.

Czytaj więcej

Sondaż: Nie tylko autostrady. Polacy chcą wsparcia też dla transportu publicznego

Pomijając nietrafność oferty, warto jeszcze wziąć pod uwagę jeden argument, który opozycja całkiem śmiało mogłaby (gdyby chciała) skierować do elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Koszty utrzymania płatnych autostrad ponoszą zamożni, których stać na płacenie. Po zniesieniu opłat ich utrzymanie przejdzie na zwykłego podatnika, z najuboższymi na czele. Czy to w istocie sprawiedliwość społeczna? Gołym okiem widać, że nie.