Po tym, jak „Rzeczpospolita” jako pierwsza podała informację o tym, że ambasador w Warszawie Thomas Bagger wraca do Berlina, prawicowy internet się zagotował. „Nieudana misja. Czy Berlin zrozumie, że do Warszawy nie można wysłać gubernatora, który będzie nas podporządkowywał Niemcom i dyscyplinował na rzecz niemieckiej Unii Europejskiej?” – skomentował były szef MSZ europoseł Witold Waszczykowski.
Portal wPolityce zaś cieszył się z dymisji, przypominając Baggerowi działania, które nie spodobały się rządzącym. Przypomnieli kilka – ich zdaniem – skandalicznych wpisów na Twitterze ambasadora. „Wojna Putina z Ukrainą wstrząsnęła obrazem Rosji u Niemców – i zmieniła go dramatycznie. Jest on bliższy niż kiedykolwiek obrazowi Rosji, jaki mają Polacy. Czy w Polsce zostało to już zauważone?” – to jedna z nich.
Czytaj więcej
Thomas Bagger latem zakończy misję w Warszawie. Zostanie sekretarzem stanu ds. politycznych w MSZ. To drugie najważniejsze stanowisko w niemieckiej dyplomacji po samej minister Annalenie Baerbock.
Inna, to polemika ambasadora z Mariuszem Błaszczakiem, który występował w TVP. Gdy szef polskiego MON powiedział, że to dzięki polityce Niemiec Putin miał pieniądze na wojnę, Bagger zatweetował: „Czy pan minister wie, ile miliardów złotych Polska co roku przelewała do Moskwy w zamian za rosyjską energię?”. I właśnie według kolportowanych przez prawicowy Twitter informacji, odwołanie z Warszawy ma być karą za ten wpis.
Jakiej postawy wobec Warszawy chciał Berlin?
To bzdura. Po pierwsze, jak wynika z naszych informacji, Bagger nie działał wbrew stanowisku swojego rządu. Ambasada miała dostać polecenie z Berlina, by prowadzić bardziej aktywną działalność na nowych polach komunikacji, a więc w mediach społecznościowych. I konfrontować się z jawnymi przypadkami antyniemieckich manipulacji, których rząd w Berlinie, podczas kampanii wyborczej, spodziewa się znacznie więcej.