Obserwując relacje między Unią Europejską a Polską, można odnieść wrażenie, że dwie wielkie płyty tektoniczne skazane są na kolizję, podczas której dochodzić będzie do potężnych trzęsień ziemi i gwałtownych erupcji wulkanów. Wszystko przebiega według scenariusza przygotowanego przez Jarosława Kaczyńskiego, bo to on zaplanował ten konflikt. W wakacje ogłosił totalne zderzenie z Brukselą, czego elementem była zeszłotygodniowa dymisja Konrada Szymańskiego. Konserwatysty, który rozumiał Unię, rozumiał jej mechanizmy, ale potrafił je też przetłumaczyć na język „kaczyński”.
Prezes tego jednak już nie potrzebuje, bo wierzy w wielkie zderzenie cywilizacyjne, o którym co chwilę mówi podczas swoich wystąpień. Kluczowe są tu dwa założenia. Pierwsze dotyczy tego, że Unia ma być Polsce obca kulturowo. Drugie wynika z pierwszego: UE stanowi więc zagrożenie dla suwerenności Polski. Opowieści o tym, że Bruksela jest tylko maską, jakiej używa Berlin do tego, by podporządkowywać sobie Polskę, są tego dalszą konsekwencją.
Czytaj więcej
Polska nie dostanie żadnych pieniędzy z UE, dopóki nie naprawi sądownictwa. Oznacza to wstrzymanie wielu inwestycji.
Gdy Bruksela więc mówi: praworządność i niezależność sądów, to Kaczyński słyszy: Berlin, suwerenność, niepodległość i reparacje. Dlatego prezes PiS jest zmuszony radykalizować swój język. Polacy wszak uważają, że integracja europejska jest dla Polski korzystna, więc Kaczyński musi uzasadnić swoją politykę coraz drastyczniejszymi porównaniami, coraz radykalniejszą retoryką, kreowaniem coraz większego zagrożenia.
W tej narracji reparacje pozwalają połączyć w jeden ciąg myślowy III Rzeszę, współczesne Niemcy i Unię Europejską. Radykalizację własnych przekonań Kaczyński uzasadnia radykalizacją samej Unii, która w jego opowieści staje się zakładnikiem lewackich ideologii – dla Kaczyńskiego wojna w Ukrainie jest efektem rzekomo lewicowej ideologii Putina. I znów III Rzesza przez Angelę Merkel łączy się z krwawym imperializmem Putina. A w środku zewsząd atakowana Polska.