Nagłośniony ostatnio fragment podręcznika do przedmiotu Historia i teraźniejszość, który w zamyśle jego twórców ma kształtować konserwatywne postawy wśród polskiej młodzieży, to najnowszy dowód na prawdziwość postawionej w tytule tezy. Przypomnijmy – w podręczniku Wojciecha Roszkowskiego można przeczytać, że „lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli”.
W innym fragmencie tego podręcznika autor ubolewa nad popularyzacją muzyki rockowej, która „sama w sobie do zaakceptowania” była – jak pisze – „rodzajem parawanu” dla seksu i narkotyków (chodzi oczywiście o hasło sex, drugs & rock and roll), a w roli wrogów cywilizacji obsadzani są Bob Dylan czy The Beatles i Jimi Hendrix, którzy – jak ubolewa – nie tylko coraz głośniej grali, ale też używali coraz bardziej dosadnych słów. W podręczniku można też przeczytać, że moda na minispódniczki i rewolucja seksualna z lat 60. jest zapowiedzią upadku cywilizacji, ponieważ „upadek moralny, w tym dominacja seksu w życiu człowieka (…) jest zawsze zapowiedzią upadku cywilizacji” (co jest cytatem z żyjącego w I połowie XX wieku brytyjskiego antropologa, Josepha D. Unwina).
Czytaj więcej
Młodzież nie jest ślepo zapatrzona w szkołę jako źródło jedynie słusznej prawdy o świecie. Każdy, kto kiedykolwiek do niej chodził, potwierdzi to bez trudu.
Owszem, to nie Przemysław Czarnek jest autorem tego podręcznika, ale to minister edukacji przekonuje, że „ci, co krzyczą i rzucają błotem na prof. Roszkowskiego (…) to są ci, którzy byli zaangażowani w antypolską pedagogikę wstydu”, wysyłając wyraźny sygnał, że tak właśnie obóz rządzący chce tłumaczyć świat dzieciom. Innymi słowy, na początku trzeciej dekady XXI wieku, w rzeczywistości określanej często jako świat 2.0, w związku z ofensywą nowych, cyfrowych technologii; w świecie, w którym coraz bardziej oswajamy się z myślą o locie na Marsa; w którym rozwój komputerów kwantowych czy nanotechnologii doprowadzi prawdopodobnie do rewolucji jeszcze gwałtowniejszej, niż ta, którą obserwowaliśmy w drugiej połowie XX wieku – w tym właśnie świecie polska szkoła będzie przekonywać uczniów do potępienia Beatlesów i powrotu do szczęśliwych lat 50.
Wiara w to, że w ten sposób przekona się współczesnych postmilenialsów do rzucenia w kąt smartfona, wbicia się we frak lub spódnicę zasłaniającą kostki, by uniknąć lubieżnych myśli, i słuchania Mieczysława Fogga, wydaje się – mówiąc delikatnie – mocno naiwna. Ale – z perspektywy obozu rządzącego – sytuacja jest jeszcze gorsza. PiS w 2015 roku doszedł do władzy m.in. dlatego, że dla wielu młodych Platforma Obywatelska stała się partią karykaturalną, partią memem – z Bronisławem Komorowskim radzącym, by wziąć kredyt, zmienić pracę, czy Ewą Kopacz zaglądającą w pociągu do talerzy podróżnych. Kolejne kwiatki z podręcznika do przedmiotu wymyślonego przez Przemysława Czarnka to robienie milowych kroków na obsadzenie PiS-u w tej roli.