Choć miesiącami szantażował PiS, nie zgadzając się na wykonanie wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, choć nieustannie krytykował rząd za politykę europejską, choć sprzeciwia się strategii energetycznej rządu i toczy wojnę z premierem Mateuszem Morawieckim, poparcie dla jego partii zanotowane w sondażu IBRiS dla „Rz” wyniosło ledwie 0,7 proc.

Czytaj więcej

Sondaż IBRiS: Kaczyński wygrałby bez Ziobry, ale PiS straciłby władzę

Pozornie PiS może mówić o sukcesie. Mimo inflacji, niedostępności surowców opałowych i obaw o dostawy w sezonie grzewczym partia Jarosława Kaczyńskiego wciąż prowadzi, mogąc liczyć na poparcie nawet 35 proc. głosujących. Mimo to niepokoić liderów PiS powinny trzy czynniki. Po pierwsze, inflacja nie powiedziała ostatniego słowa, a wszystkie wskaźniki wróżą spowolnienie gospodarcze. Drugi czynnik to bardzo dobre noty Koalicji Obywatelskiej. Zanotowała jedno z najwyższych wskazań od powrotu do krajowej polityki Donalda Tuska. Może to świadczyć o tym, że wyborcy opozycji zaczynają wierzyć w możliwość zwycięstwa, choć wciąż KO i PiS dzieli 7 pkt proc. Może to też być sygnał, że pomysł Tuska na twarde kontrowanie PiS przynosi efekty, nawet jeśli część komentatorów stawia mu zarzut populizmu.

Ale i trzecia rzecz powinna niepokoić PiS. Kaczyński właściwie cały rok skakał wokół Ziobry i starał się go obłaskawić. To Ziobro dyktuje politykę zagraniczną, europejską, edukacyjną itp. To partia Ziobry zbiera podpisy pod ustawą mającą rzekomo bronić chrześcijaństwa itp. Ktoś powie, że polityka przejmowania języka Ziobry okazała się skuteczna, bo Solidarna Polska ma śladowe poparcie. Ale postawić można też tezę, że PiS przeszacował zagrożenie z jego strony. Podjął ostry kurs na prawo, zaostrzył retorykę przeciw Niemcom i UE, by nie dać się obejść z prawej strony, a tymczasem zagrożenie wcale nie było duże. Nie dlatego, że to nie są nośne hasła, ale dlatego, że Ziobro nie znalazł skutecznego sposobu na podebranie twardego elektoratu partii rządzącej. Efektem tego ogon macha psem – Ziobro narzuca agendę, ale to Kaczyński i Morawiecki idą ostrzej w prawo. W konsekwencji debata coraz bardziej się polaryzuje.