Jak się nim zostaje? Cóż, jedyna droga to nauka matematyki. A w ZSRR i obecnie w Rosji nauka tego przedmiotu była i jest na bardzo wysokim poziomie. W nieistniejącym już imperium istniał np. odpowiednik Nobla – Nagroda Lenina. Każdy z uhonorowanych nią naukowców miał obowiązek napisania podręcznika lub zbioru zadań dla szkół. Sam uczyłem się ze zbioru, którego współautorem był Andriej Sacharow.
Gdy w 1991 r. rozpadł się ZSRR, okazało się, że co prawda świetnie nauczano tam teoretycznej matematyki, ale w jej praktycznych zastosowaniach kraj znajdował się daleko za Zachodem. Tyle że mając solidne podstawy teoretyczne, można szybko nadrobić braki. O tym, że to się udało, świadczą kariery emigranta z Rosji Siergieja Grinia, współzałożyciela Google'a, czy Jewgienija Kasperskiego, założyciela i właściciela Kaspersky Lab.
Drugą stronę tego medalu stanowiła rzesza informatyków dorabiająca nielegalnymi działaniami. Uwagę rosyjskich służb przyciągnęli już na przełomie stuleci, w czasie gdy po władzę szedł Władimir Putin. Wtedy środowiska hakerskie Moskwy i Petersburga, działające pod hasłem „Tutaj bogiem jest Kevin Mitnick" (słynny komputerowy włamywacz), zostały rozbite, zmuszone do emigracji lub zwerbowane przez służby. Uciekający z Rosji na Zachód najpierw dokonywali internetowych włamań do rosyjskich banków, by mieć za co żyć na emigracji. Oba miasta przeżyły falę takich rabunków. Przyjmujący propozycję służb angażowali się zaś w wykradanie danych przeciwników Putina i wrzucanie ich do sieci.
Jednak przy ówczesnym rozwoju techniki w drodze Putina po władzę ważniejsi od programistów okazali się dziennikarze. Ci pierwsi wrócili do łask dopiero wraz z rozpoczęciem jego trzeciej kadencji prezydenckiej. Po 2012 r. zaczęto tworzyć bardziej sformalizowane grupy hakerskie związane z władzami, a po rozpoczęciu wojny z Ukrainą w wiedzę informatyczną zainwestowało również wojsko. Świat usłyszał wtedy po raz pierwszy o grupie „Fancy Bear", czyli APT28, która ostatnio próbowała atakować nasz MSZ.
Mimo że to do USA i Izraela należy pierwszeństwo w atakowaniu w sieci celów wojskowych (np. irańskich elektrowni atomowych), to jednak Rosja uczyniła z wirtualnej wojny prawdziwą sztukę. Hakerzy okazali się świetną bronią sfrustrowanych polityków, próbujących wyładować bezkarnie swe emocje. Ale potrafią też wpłynąć na wojnę w „realu", jak na wschodniej Ukrainie (gdzie w 2014 r. rosyjskim hakerom udało się zablokować część ukraińskiej artylerii).