Wysoki monument przypominający trap samolotu ma już 10 kwietnia górować nad Grobem Nieznanego Żołnierza. 11 listopada, po drugiej stronie Grobu, stanie pomnik Lecha Kaczyńskiego.
Dziś plac Piłsudskiego jest jednym z nielicznych już miejsc, które łączą Polaków. To przestrzeń świeckiego sacrum, gdzie oddawany jest hołd wszystkim, którzy zginęli za ojczyznę, niezależnie od wyznania, poglądów politycznych, narodowości. Na drugim końcu placu stanął tylko pomnik samego Marszałka oraz krzyż upamiętniający apel Jana Pawła II z 1979 r., po którym rok później zrodziła się Solidarność.
Budowa nowych pomników naruszy neutralność tego miejsca w oczach przynajmniej połowy społeczeństwa, która uważa, że formatu zmarłego prezydenta nie można porównać ani z Józefem Piłsudskim, ani z Karolem Wojtyłą.
Pomnik upamiętniający największą katastrofę w powojennej Polsce dawno powinien stanąć w bardzo godnej lokalizacji Warszawy. Stołeczny ratusz zrobił wiele, aby do tego nie doszło. Ale forsując siłą monument w tak wyjątkowym miejscu, PiS nie naprawił tego błędu. I nie przysłużył się zjednoczeniu narodu wokół pamięci o smoleńskiej katastrofie.