Już sam tytuł debaty w Parlamencie Europejskim był dla polskiego rządu niewygodny: „Kryzys w praworządności w Polsce i prymat prawa unijnego". Z jednej strony stawiał Polskę pod pręgierzem, a z drugiej precyzyjnie pokazywał, co jest przedmiotem sporu. Stawka jest wysoka, bo chodzi o odmrożenie środków z Krajowego Planu Odbudowy. Mateusz Morawiecki postanowił więc wziąć byka za rogi i samemu wystąpić przed europosłami.
Mówił inaczej niż tydzień temu w polskim Sejmie, gdy grzmiał, że nie będziemy respektować wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE, które rząd uzna za godzące w jego interesy. W Strasburgu uznał prymat prawa unijnego nad ustawodawstwem krajowym, zapowiedział też likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, czego domagał się TSUE. Choć oczywiście nie powiedział, że likwidacja izby jest efektem wyroku, tylko woli polskiego rządu.
Problem w tym, że spora część wystąpienia premiera była nie na temat. Ostrzegał przed kryzysami, jakie czekają Europę, łajał rządy, które przyzwalają na działanie rajów podatkowych, na zasadzie „a u was biją Murzynów". Krytykował projekt Nord Stream 2, jakby chciał powiedzieć: zostawcie sprawę praworządności, zajmijcie się ratowaniem Unii.
Czytaj więcej
Po debacie w PE premier Morawiecki spotka się z unijnymi przywódcami w Brukseli.
Ten trik nie zadziałał. Bo sednem dyskusji było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Morawiecki starał się pokazać, że wyroki trybunałów innych krajów członkowskich nie różnią się wiele do orzeczeń naszego TK z lat 2005 i 2010, które obficie cytował. I tu leży pies pogrzebany. Bo wcześniejsze wyroki TK nie stanowiły zagrożenia dla unijnego porządku prawnego, a ten z października 2021 r. już tak. I to właśnie wyartykułowała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Morawiecki twierdził też, że Trybunał Konstytucyjny musiał zabronić polskim sędziom odwoływania się do wyroków TSUE z pominięciem krajowego ustawodawstwa, bo doszłoby w Polsce do chaosu prawnego. Pomylił jednak przyczyny ze skutkami. Przyczyną chaosu prawnego nie jest stosowanie przez sędziów orzeczeń unijnego Trybunału, ale sytuacja, w którą polskie sądownictwo wprowadziło nieustannymi zmianami i nowelizacjami Prawo i Sprawiedliwość. To wadliwa konstrukcja Izby Dyscyplinarnej SN uniemożliwiła prowadzenie postępowań dyscyplinarnych, a nie wyrok TSUE nakazujący ją zlikwidować.