Dziś Sancho Pansa zaciekle egzorcyzmuje nawet cień Don Kichota, a demitologizatorzy bezskutecznie poszukują choćby jednego mitu niepoddanego dekonstrukcji. Ale okazuje się, że puste cokoły domagają się zapełnienia. W polskim królestwie Świętoszka wstawiono na nie “autorytety”. Fabryką autorytetów jest “Gazeta Wyborcza”.

Z jednej strony plemię “Wyborczej” poddaje nieustającej lustracji i drobiazgowemu śledztwu historycznych bohaterów, z pasją tropiąc skazy w ich życiorysach i charakterach albo chociaż odsłaniając nieskuteczność ich poczynań. Z drugiej – jakakolwiek próba krytycznej analizy zachowania “autorytetu” jest uznawana przez współplemieńców co najmniej za “podłość”. Próba polemiki z “autorytetami” staje się obrazą majestatu. Autorytety służą zamykaniu dyskusji, gdyż ostatecznym argumentem jest cytat z nich.

Koryfeusze niby-karnawałowej kultury współczesnej znają porządek i nie próbują nawet dotknąć takiej świeżej świętości, choćby była śmieszna tak jak sam Bronisław Geremek. Dotyczy to zarówno poślednich błaznów w rodzaju Kuby Wojewódzkiego, jak i błazeńskich mistrzów ceremonii z gatunku Jacka Żakowskiego.

Autorytety też wiedzą, jak się zachowywać, gdyż licencja na piedestał może być w każdej chwili cofnięta – o czym niejeden się przekonał.

Wszystko to przypomniała celebracja 40. rocznicy Marca ‘68, w której został ustalony także kanon tych wydarzeń. Bo gdzie autorytety, tam i kanon być musi. Oczywiście, pod hasłem walki z kanonami.