Bo hak to tylko mglista zapowiedź. Jest jak wizyta w peerelowskim sklepie mięsnym – wszyscy liczą, że coś wreszcie rzucą, ale o tym, co pojawi się na hakach, a co pod ladą wie tylko kierownik sklepu. Polska od lat jest krajem, w którym ów kolektywny kierownik dość oszczędnie dozuje obywatelom dobra – co nieco wypuści, ale najsmaczniejsze kąski i tak rozdaje znajomym na zapleczu. Czasem, bo kolega kierownika chciał tylko pół kilo rozbratela, a dostał całego wołu, coś z tego pojawi się w obiegu wtórnym - wtedy pojawiają się przecieki w prasie. Zwykle jednak obieg zapleczowy jest znacznie bogatszy niż oficjalny i bardzo szczelny.

[wyimek][b] [link=http://blog.rp.pl/mazurek/2010/02/18/rozbratel-z-sikorskiego/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Szczerze mówiąc, guzik interesuje mnie to, jak układało się pożycie małżeńskie państwa Tusków kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, ani to, o kim marzy przed zaśnięciem Joanna Senyszyn, a o kim Jarosław Kaczyński. Ale już historie o podejrzanych interesach żon znanych polityków, o okazyjnie kupionych działkach budowlanych znać chcę, bo chcę wiedzieć, czy głosuję na uczciwego człowieka, czy na szczęściarza od polerowania lasek lub cwaniaka z majątkiem w Curacao. To alfabet życia publicznego, a kto tego nie rozumie, kto – jak bardzo skądinąd zasłużony i zacny senator Romaszewski – uważa, że ważniejsza od prawdy i jawności jest obrona kolegi, ten zamiast polityki powinien się zająć warcabami i five o'clockami.

Nie interesują mnie przy tym jakoś szczególnie motywy hakowników. To przecież oczywiste, że nagła troska o publicystykę Anne Applebaum i o nią samą wynika wyłącznie z gwałtownego wzrostu czytelnictwa "Washington Post" w Polsce. Nie zastanawia mnie też skuteczność tej broni, bo jeśli Jarosław Kaczyński chce doszczętnie pogrzebać prezydenckie szanse brata, to – znając jego skuteczność - na pewno to zrobi.

Chcę, proszę wybaczyć wielkie kwantyfikatory, prawdy. Choć odrobinkę. I niech już kolega kierownik sklepu nie decyduje, co kupić mogę, a co mi zaszkodzi.