Chodzi o Tajwan, którego wniosek o przyjęcie do ONZ po raz kolejny odrzucono. Właściwie wniosek o przywrócenie członkostwa, bo Tajwan, pod nazwą Republiki Chińskiej, należał do Narodów Zjednoczonych do roku 1971, kiedy wypchnęły go stamtąd komunistyczne Chiny. Nadal czuwają, by nikt się nie ośmielił go tam wpuścić. Nie tylko zresztą do ONZ, także do innych organizacji międzynarodowych, jak ta od zdrowia – WHO, która utrudnia wyspie walkę z takimi zagrożeniami jak SARS.
Coraz silniejszy Pekin uważa Tajwan za zbuntowaną wyspę, która kiedyś wróci pod jego kontrolę. Jeżeli zaś będzie dalej próbowała umacniać swoją suwerenność, to grozi jej militarny atak. Nietrudno sobie wyobrazić, jak by wyglądało starcie komunistycznego 1,3-miliardowego mocarstwa z nieźle uzbrojonym, ale malutkim 23-milionowym krajem.
Na nic zdały się sukcesy wyspy. Polityczne – jest to wyjątkowa w tym regionie świata demokracja z dwiema silnymi, zwalczającymi się partiami, demokratycznymi wyborami na różnych szczeblach, różnorodnymi mediami. I gospodarczo, i technologicznie – niewiele miejsc na świecie jest tak online jak Tajwan.
Na nic zdały się też wielotysięczne demonstracje na rzecz członkostwa w ONZ. Prezydent Czen Szuej-bien i jego Demokratyczna Partia Postępowa chcą pokazać, jak wielkim poparciem mieszkańców cieszy się wniosek o przyjęcie do Narodów Zjednoczonych. I to pod nazwą Tajwan, a nie – jak dotychczas – Republika Chińska. W marcu 2008 roku ma się odbyć w tej sprawie referendum.
Wielki rywal DPP — nacjonalistyczny Kuomintang – też powoli godzi się z tym, że Tajwan jest coraz bardziej tajwański i że nazwa Republika Chińska, tak bliska założycielowi tej partii Czang Kai-szekowi, przechodzi do historii.