Sęk w tym, by zachwycając się rosnącą zamożnością Polaków, nie zapomnieć o tym, co wyróżnia kraje rozwinięte. Tam duża grupa ludzi zamożnych tworzy klasę średnią, której definicja nie ogranicza się wyłącznie do wysokości stanu konta. Często odgrywają oni rolę "nośników" kultury. A jakie aspiracje pozadochodowe mają zamożni Polacy? Tego z tych danych nie da się wyczytać.

Obserwując polskie społeczeństwo przez zafałszowany (bo niepełny) obraz przekazywany przez kamery i prasę, mam wrażenie, że wielu przedstawicieli tej milionowej grupy zamożnych po prostu cieszy się z liczby zer na rachunku bankowym. I nie ma w tym nic złego. Większość z nich sumiennie na to zapracowała.

Bogaci Polacy robią interesy, ale niekoniecznie chcą odgrywać ważną rolę w społeczeństwie. Co najwyżej chcą w nim zaistnieć. A to już tylko krok w jednym kierunku – od pieniądza do poczucia posiadania władzy. Paradoksalnie to skład Sejmu, bardziej niż wszystkie badania i ankiety, może być papierkiem lakmusowym polskiej zamożności. A na Wiejskiej wciąż więcej jest ostentacyjnie nowobogackich Misztali niż finansujących ambitne wydawnictwa Palikotów. I jednych, i drugich można nie lubić. Ale tylko ci drudzy wskazują na istnienie ambitnej klasy średniej. Grupy, dla której pieniądz jest środkiem do realizacji "wyższych" prospołecznych czy kulturalnych celów. Nawet jeśli niekoniecznie się z nimi zgadzamy.

Czy ankieta "Rzeczpospolitej" jest więc tylko obrazem dobrego samopoczucia, czy przepowiednią aspiracji rodzącej się w bólach grupy społecznej? Obawiam się, że wnioski, jakie z niej płyną, nie są obiecujące. Kto chce być milionerem? Każdy. Komu bycie milionerem nie wystarcza? Niewielu.

Skomentuj na blog.rp.pl/salik