Polscy politycy nie trzymają zachodnich standardów, gdzie liczą się wiedza i doświadczenie, a nie znajomości z aktualnie rządzącymi politykami. Nawet Czesi i Węgrzy są pod tym względem bardziej pragmatyczni, od lat zachowując tych samych prezesów w swoich kluczowych firmach.

Dla inwestorów zmiany na najwyższych szczeblach w spółkach Skarbu Państwa są istotne. Bo to, kto będzie kierował firmą, ma duże znaczenie dla kierunku jej rozwoju i dalszego działania. Wiadomo, kiepski, źle odbierany przez rynki finansowe zarząd to zła strategia, która w efekcie przynosi gorszą wycenę na giełdzie. Dobry zarząd – odwrotnie.

Minister skarbu Aleksander Grad próbuje zmienić podejście do kadry zarządzającej w kluczowych firmach. Gdyby mu się powiodło, byłaby to zmiana znacząca. Choć z drugiej strony cały czas istnieją obawy, że i tym razem się nie uda. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, z kim w przeszłości musieli się liczyć ministrowie skarbu. Raz byli to wpływowi szefowie gabinetu politycznego premiera, innym razem członkowie klubu Krakowskiego Przedmieścia (czyli ważni biznesmeni skupieni wokół wysokich urzędników w państwie) albo po prostu związki zawodowe. Nie można też lekceważyć siły lokalnych społeczności – i to niezależnie od opcji politycznej. Lokalni politycy zawsze będą mocni – ci z Płocka rządzą w PKN Orlen, z Trójmiasta – w grupie Lotos, z Wrocławia – w KGHM Polska Miedź, a warszawscy – w PKO Banku Polskim.

Odcięcie polityków od lukratywnych posad w spółkach Skarbu Państwa przyniosłoby tylko korzyści: i to zarówno w długoterminowej perspektywie dotyczącej kursu giełdowego tych spółek, jak i całej polskiej gospodarce.