Członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego nie zadawali sobie zapewne takich pytań, gdy siedem lat temu wybierali Pekin na siedzibę igrzysk olimpijskich. 13 lipca 2001 roku 56 działaczy podniosło rękę za kandydaturą tego miasta. Wielu z nich wierzyło, że daje tym samym Chinom szansę na zbliżenie się do zachodnich standardów cywilizacyjnych.

Dziś oglądają relacje z Tybetu, czytają o prześladowaniu chińskich katolików, o przymusowych aborcjach, o wszechobecnej cenzurze. Jak się czują? Czy żałują swojej decyzji? Czy noszą się z zamiarem dymisji i publicznej skruchy przed kamerami CNN i na łamach “New York Timesa”? A może powtarzają po prostu jak mantrę słowa: “Przeczekać, przeczekać, przeczekać…”? Do następnego posiedzenia komitetu w jakimś przyjemnym kurorcie, do następnego bankietu, do kolejnej łapówki.

Na oficjalnej stronie internetowej pekińskich igrzysk, firmowanej przez MKOl, poszukiwanie jakiejkolwiek informacji o Tybecie kończy się wyświetleniem dwóch słów: “No results”. Czy podobny wynik przyniesie szukanie informacji o Czeczenii na oficjalnej stronie zimowych igrzysk w Soczi w 2014 roku? A może na czele MKOl powinna stanąć Nancy Pelosi, by uniknąć w przyszłości podobnych polityczno-sportowych skandali?