Dlatego salon nie jest miejscem rozmów, a zwłaszcza, broń Boże, debaty. W salonie wymienia się uwagi, miny i gesty. Salonowcy są jak grupa opowiadaczy dowcipów, którzy je skatalogowali i teraz wystarczy podać numer, aby wybuchali śmiechem.
Wytworne towarzystwo, które zamieszkuje salon, nie rechocze, lecz chichocze. Chichot to niesłychanie ważna, acz niejedyna, forma wyrazu salonu. Poza tym salon potrafi się oburzać albo zachwycać. Nie mówi ani nie tłumaczy, bo i po co, skoro wszystko i tak wiadomo. Przywoływanie faktów nie jest wskazane, gdyż nawet prawdziwe mogą działać przeciw prawdzie. Prawdzie salonu.
Salon jest wzorotwórczy i ma ambicje pedagogiczne. Przez media oddziałuje na cały kraj. Salon wie, kto i co winno być przedmiotem chichotu, dowiadują się tego ambitni dziennikarze, a potem usiłują nauczyć całe społeczeństwo. Powodowani szlachetnym impulsem chcą je upodobnić do siebie. Mają misję i nie jest im wszystko jedno. Niektóre programy osiągają ideał jedności nadawców i odbiorców. W "Szkle kontaktowym" chichoczemy, zanim padnie – zawsze ten sam – numer żartu. Prezenterzy w pewnych stacjach telewizyjnych czy radiowych nie omieszkają za każdym razem zaznaczyć, że tylko na moment pozbawią widzów (słuchaczy) intelektualnej rozkoszy (ale jaja!) słuchania jakiegoś polityka PiS, bez względu na to, co ten mówi.
Nie chcę przez to powiedzieć, że politycy PiS nie bywają śmieszni, gdyż bywają aż do bólu. Problem w tym, że bywają tacy również politycy innych opcji. Natomiast salonowy chichot nie wyszydza głupstw. Ma on partyjny charakter, a ośmieszać ma postacie i formacje. Widok określonych polityków ma wywołać chichot, a próba zrozumienia tego, co mają do przekazania, winna być uznawana za obciach. Chichot, w którym trudno uświadczyć poczucia humoru, ma zastąpić myślenie.