Oczywiście polscy ekolodzy mają sporo racji. Stając w obronie ginącej flory i fauny, domagają się takiego prowadzenia inwestycji, aby w jak najmniejszym stopniu wystawiać na szwank i tak już mocno zniszczone środowisko naturalne.
Z jednej strony, siłę ich presji ustawicznie potęguje Komisja Europejska, która domaga się przestrzegania także przez nasz kraj unijnych przepisów dotyczących ochrony przyrody; dodajmy – przepisów z każdym rokiem coraz bardziej restrykcyjnych. I na nic się zdaje przypominanie, że gdyby w ciągu ostatniego półwiecza w Europie Zachodniej obowiązywały tak rygorystyczne jak obecne regulacje, zapewne nie zdołano by zbudować tej wspaniałej sieci dróg i autostrad.
Z drugiej strony, od czasu do czasu sympatię opinii publicznej pomagają lokować po stronie ekologów sami drogowcy, forsując szczególnie kuriozalne rozwiązania. Tak było w przypadku próby poprowadzenia trasy szybkiego ruchu przez dolinę Rospudy i tak też jest w przypadku budowy przez Mazury drogi E16 i pomysłu przerzucenia nad jeziorem Tałty gigantycznego mostu lub jeszcze większej estakady – co ujawniła "Rz".
Kto był w Mikołajkach, ten dobrze wie, o czym piszę: most o wysokości 19 metrów i długości 350 albo estakada o długości 850 metrów musiałyby odcisnąć na tej okolicy ogromne, niszczące piętno. Podobnie jak owa droga biegnąca przez środek doliny Rospudy.
Ale też kto choćby tylko przejeżdżał przez centrum Augustowa w niekończącym się sznurze tirów, ten doskonale wie, o czym mówią mieszkańcy tej miejscowości, ostro protestujący przeciw ekologom opóźniającym budowę drogi omijającej ich miasto.