Listy i blogi: „Cyfrowa telewizja naziemna dla ubogich”

Joanna Lichocka, autorka tekstu „Cyfrowa telewizja naziemna dla ubogich” („Rz” z 4. 11. 2008 r.) nie próbowała dowiedzieć się od nas, czym naprawdę się kierujemy (nawet jeśli założyć, że głupio myślimy), prowadząc proces cyfryzacji. Myślę, że rzetelność dziennikarska wymaga zasięgnięcia takiej informacji chociażby po to, aby fakty były bardziej aktualne.

Publikacja: 13.11.2008 00:31

Red

Chciałabym móc odnieść się do tego artykułu, ale trudno to zrobić, ponieważ zawiera on bardzo wiele okrągłych zdań, które, niestety, nie są poparte dowodami, a brzmią dramatycznie: „(...) polskie państwo dokonało kolejnej abdykacji; zdjęło z siebie ciężar odpowiedzialności za to, do czego jest predestynowane. Pewnie będzie można przeczytać w którejś z gazet, że nie sprostaliśmy wyzwaniom tworzonym przez postęp technologiczny w dziedzinie mediów. Że ów postęp niósł prócz korzyści dla ekonomii i konkurencyjności także szczególne wyzwania dla państwa. Tylko że państwa w kluczowym momencie zabrakło”.

Nie śmiem polemizować z tak poważnymi tezami, tym bardziej że nie potrafię, bo nie bardzo wiem, ani co jest nam zarzucane, ani co powinniśmy zrobić lepiej (poza znamiennym: „Doświadczenia zachodnie pokazują bowiem, że dla sukcesu naziemnej telewizji cyfrowej niezbędne jest zaangażowanie największych nadawców. Bez względu na to, w jaki sposób osiągnęli obecną pozycję, jak zarobili swój pierwszy milion, w interesie państwa jest taki plan budowy naziemnej TV cyfrowej, by każdy z dużych graczy był realnie zainteresowany powodzeniem tego projektu. To oni muszą chcieć przekonać widzów, że warto kupić dekoder do odbioru naziemnej platformy, a nie ten pozwalający na odbiór ich własnych platform cyfrowych”). Ostatnie zdanie jest szczególnie interesujące. Nadawcy przekonujący odbiorców, żeby nie kupowali ich intratnych usług satelitarnych – to słabo mi się mieści w głowie, ale jak wiadomo, głowę mam słabą.

Problemem, który autorka ignoruje, jest nadzwyczajna troska części nadawców komercyjnych o to, żeby proces cyfryzacji nie posuwał się do przodu. Składanie wniosków niemożliwych do uwzględnienia ze powodów prawnych, składanie kolejnych wniosków pozornie zgodnych z prawem, ale zawierających niedopuszczalne warunki, pod jakimi decyzja ma być wydana, modyfikacja niektórych wniosków w momencie, gdy postępowanie dowodowe jest już zamknięte, a rozprawa przeprowadzona, to tylko niektóre ze sztuczek, za pomocą których udało się nadawcom dotrzeć aż do listopada, skutecznie blokując wszelkie procedury. Nie pomaga nam także różnica zdań pomiędzy nami a KRRiT w sprawie wprowadzenia konkurencji na rynek. Tutaj poprzeć muszę wypowiedź jednego z dyskutantów, który pisze:

„Jeżeli prywatne stacje są zainteresowane cyfrową telewizją naziemną, to należy przeprowadzić licytację na poszczególne częstotliwości i przyznać je temu, kto będzie za nie płacił najwięcej”.

Na drugim multipleksie chcielibyśmy właśnie taki efekt uzyskać – silnego konkurencyjnego gracza, który zakłóci błogi spokój dotychczasowych nadawców i który uczciwie wyceni wartość rynku. Jest 17 chętnych na drugi multipleks, wielu światowych graczy, czemu państwo polskie nie miałoby skorzystać z tego, że są chętni na multipleks, i przeprowadzić uczciwej procedury wyceny? Nie wyklucza to przecież uwzględnienia wartości programowych. Niestety, koncepcja nasza różni się od koncepcji KRRiT, a procedury wymagają uzgodnienia obu organów. Uzgodnienie to trwa już trzy miesiące.

W procesie cyfryzacji nie pomaga nam też prawo, na które składają się dwie ze sobą sprzeczne ustawy – medialna i telekomunikacyjna.

Co do dotychczasowych nadawców, żeby pozostać w zgodzie z prawem i uwzględnić ich uprawnienia do koncesji, które mają ważność do 2014 roku, plus prawo do rekoncesji proponowaliśmy im (jeszcze wiosną) wspólny pierwszy multipleks, a docelowo dwa do podziału (czyli poszanowanie dotychczasowych praw plus stosowana w wielu krajach dodatkowa zachęta do konwersji).

Naszą propozycję potraktowały poważnie TVP i TV Puls, które złożyły odpowiednie wnioski. Pozostali od lipca bieżącego roku pozorują działania zmierzające do cyfryzacji, o czym napisałam powyżej.

Najbardziej jednak bulwersuje mnie teza główna artykułu: „Polskie państwo realizuje plan, którego skutkiem będzie naziemna telewizja cyfrowa skierowana do garstki mało liczących się na rynku reklamowym najbiedniejszych Polaków”.

W odróżnieniu od autorki nie dzielimy Polaków na mało liczących się na rynku reklamowym (tych biednych) i tych bogatych – liczących się na rynku reklamowym. Kryterium przydatności obywateli dla rynku reklamowego nie jest w ogóle kryterium naszego planu. Telewizja cyfrowa ma być dla wszystkich, także dla najbiedniejszych, a jeśli ma być to telewizja dobra, walcząca o widza, to musi to być telewizja konkurencyjna treściowo, nie jednolita sieczka kopiowana z popularnych zachodnich programów. Słaba telewizja publiczna (nie wchodzę w przyczyny tej słabości) umożliwiła rozpanoszenie się na naszym rynku zbyt często idących na łatwiznę programów prywatnych (nie ujmując niczego ich wysiłkom misyjnym). Tylko silna konkurencja, którą można i trzeba wprowadzić na samym początku cyfryzacji, może zagrozić ciepełku, w którym żyją nadawcy, a widzom dać poczucie sensu cyfryzacji i motywację do kupienia przysłowiowego już set top boksa. Bo nic innego nie przyciągnęło pozostałych milionów widzów do TV kablowej i satelitarnej – tylko zróżnicowana, konkurencyjna nowa oferta. W ofercie TV cyfrowej musi się więc od początku znaleźć taka nowa oferta – dobrze byłoby, gdyby znalazła się obok oswojonej już oferty dotychczasowej, do której widzowie są przywiązani.

Zatem czynienie UKE zarzutu z istnienia sporu z nadawcami, których intencja jest biegunowo różna od konkurencji na rynku, to słaby argument. Na koniec dodam, że nam też jest ciężko patrzeć na to wszystko z rosnącym poczuciem bezradności. UKE jednak próbuje zrealizować cyfryzację w takich warunkach prawnych, jakie są dostępne, bo nie mamy kompetencji legislacyjnych.

[i]Anna Strężyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej[/i]

Chciałabym móc odnieść się do tego artykułu, ale trudno to zrobić, ponieważ zawiera on bardzo wiele okrągłych zdań, które, niestety, nie są poparte dowodami, a brzmią dramatycznie: „(...) polskie państwo dokonało kolejnej abdykacji; zdjęło z siebie ciężar odpowiedzialności za to, do czego jest predestynowane. Pewnie będzie można przeczytać w którejś z gazet, że nie sprostaliśmy wyzwaniom tworzonym przez postęp technologiczny w dziedzinie mediów. Że ów postęp niósł prócz korzyści dla ekonomii i konkurencyjności także szczególne wyzwania dla państwa. Tylko że państwa w kluczowym momencie zabrakło”.

Pozostało 89% artykułu
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: PiS nie skończy jak SLD. Rozliczenia nie pogrążą Kaczyńskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Edukacja zdrowotna? Nie można ciągle myśleć o seksie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Tusk zdecydował ws. TVN i Polsatu. Woluntaryzm czy konieczność
Komentarze
Artur Bartkiewicz: TVN i Polsat na liście firm strategicznych, czyli świat już nie będzie taki sam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?