Zamachy terrorystyczne to w Indiach — niestety – nic nowego. W Bombaju niezwykła była jednak skala ataku i sposób jego przeprowadzenia. Być może terroryści uznali, że rozstrzeliwanie obcokrajowców to jedyny sposób ataku na drogie i świetnie przed zamachami chronione hotele. A być może stwierdzili, że zapewni im to największy oddźwięk w światowych mediach. Bo że bardzo im na rozgłosie zależy, świadczy choćby fakt, iż uderzyli w gospodarcze serce Indii, oraz że wśród cudzoziemców wyszukiwali tych z brytyjskimi i amerykańskimi paszportami.
Bombaj – tak jak Nowy Jork, Londyn i Madryt – otrząśnie się zapewne z szoku, a przestraszeni zagraniczni inwestorzy też pewnie tu wrócą, jednak polityczne konsekwencje zamachu mogą być bardzo poważne. Premier Indii Manmohan Singh już stwierdził, że sprawcy ataku mieli "zewnętrzne powiązania". I choć władze Pakistanu stanowczo zamach potępiły, to z całą pewnością właśnie Pakistańczycy zostaną uznani za winnych. Rząd Singha nie może przecież przyznać, że nie panuje nad sytuacją. A ponieważ ludzie oczekują zdecydowanych działań, na oskarżeniach się pewnie nie skończy.
Trudno dziś przewidzieć, co dalej może się stać. Trzeba jednak pamiętać, że po ataku na indyjski parlament w grudniu 2001 roku omal nie doszło do wojny.
Nad zamachem w Bombaju nie wolno więc przejść do porządku dziennego. To nie był kolejny atak gdzieś daleko od naszych granic. Przeciwnikiem Indii w wojnie z terrorem mogą się stać władze Pakistanu. A ponieważ oba kraje są w posiadaniu głowic nuklearnych, światowi przywódcy mają się czym niepokoić. Polski rząd – również, choćby ze względu na nasze zaangażowanie w Afganistanie.
[ramka]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/przybylski/2008/11/27/iskry-nad-atomowa-beczka-prochu/]blogu[/link][/ramka]