Tonem godnym swego majestatu oświadczył niedawno (w liście do związkowców ze Stoczni Gdańsk): "Pragnę Panom pogratulować. Dzięki temu, że zdecydowaliście się zorganizować 4 czerwca demonstrację na placu Solidarności, udało się Wam uniemożliwić radosne obchodzenie 20. rocznicy pokojowego obalenia komunizmu przez "Solidarność". (…) Udało się Wam skompromitować Gdańsk. Udało się Wam skompromitować Polskę".
I dobrze. Zło trzeba wskazywać i plenić. Zwłaszcza jeśli jest się Prezydentem Miasta Gdańska Pawłem Adamowiczem. On ma prawo osądzać, kto i czemu się sprzeniewierzył. Prezydent wskazał na związkowców: "Swoim postępowaniem udowodniliście, że sprzeniewierzyliście się wspaniałej tradycji "Solidarności"". Ktoś musiał to jasno powiedzieć. Ktoś tego godny. Jakiś ojciec założyciel "Solidarności". Okazał się nim Paweł Adamowicz, lat 44.
Zarzucając – ale tylko na chwilę – kpiarski ton, rozumiem wściekłość prezydenta Gdańska, który stracił szanse na to, by w jego mieście spotkali się europejscy przywódcy z okazji 20. rocznicy 4 czerwca. Rozumiem, że prywatnie jest zły na stoczniowców, którzy popsuli mu dobrą imprezę. Ale by używać słów tak potwornie napuszonych i nadętych, trzeba samemu być odpowiednio nadętym. A ludzie nadęci czasem tracą kontakt z rzeczywistością. Bo jak można pisać, że już na miesiąc przed domniemaną demonstracją skompromitowano Gdańsk i Polskę? Podejrzewać, że o tym dyskutuje się w salonach Paryża, Berlina czy Waszyngtonu?
Ale by swoje przemyślenia drukować w całostronicowym ogłoszeniu płatnym w ogólnopolskiej gazecie (jak rozumiem opłaconym z budżetu Gdańska), trzeba mieć poczucie, że jest się co najmniej Turkmenbaszą. Smutne, ale się zdarza.
Czekamy na następne ogłoszenia z Myślami Prezydenta Miasta Gdańska.