[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/05/26/gangsterzy-i-ich-prawnicy/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Bo, oczywiście, jest ono krzywdzące dla większości polskich adwokatów, którzy wykonują swój zawód uczciwie, myślą nie tylko o pieniądzach, ale i o etyce, a nawet o etosie. Tylko że, jak uczy stare powiedzenie, jedna łyżka dziegciu wystarcza do zepsucia całej beczki miodu.

Dla dziennikarzy nie jest tajemnicą, że zjawisko "adwokatów mafii", prawników, którzy swą wiedzę wykorzystują do doradzania przestępcom, jak uprawiać proceder, narażając się możliwie najmniej na odpowiedzialność karną, a nawet prawników inspirujących przestępstwa i biorących w nich czynny udział, znane z amerykańskich filmów, nie ominęło także III RP. Nie tylko nie ominęło, ale znalazło w niej znakomite warunki do rozkwitu – wystarczy dziennikarzowi spojrzeć, ile afer wiedzie w stronę wpływowych prokuratorów, sędziów i szanowanych postaci z palestry. Niestety, wiedzą tą przeważnie dziennikarz nawet wpływowego medium nie jest w stanie podzielić się ze społeczeństwem. Prawniczy światek cechuje bowiem wyjątkowa solidarność. Jakakolwiek publikacja, którą ktoś z jego przedstawicieli uzna za naruszającą dobra osobiste i podważającą zaufanie niezbędne mu do wykonywania funkcji publicznej (jak to ujmuje osławiony artykuł ze stanu wojennego), to natychmiastowy proces, w którym, na mocy tegoż artykułu, prawda nie ma znaczenia, a pozwany najmniejszych szans.

Aresztując w drugiej sprawie Rywina członków palestry, CBA porwało się na jedną ze świętości III RP. To, czy koledzy podejrzanych znowu staną za nimi murem bez względu na fakty i dowody, czy nie, będzie istotnym probierzem, na ile jesteśmy demokracją, a na ile bananową republiką.